Wędrownictwo wg Kęsika

Jestem w Związku / Jakub Lasek / 16.07.2017

Ma nadzieję, że drużynowi nie będą patrzyli na instruktorów ze srebrnymi, złotymi i skórzanymi sznurami z dystansem. Chce też, aby ci instruktorzy siadali przy ognisku koło drużynowych i razem zdobywali kolejne szczyty.

W poprzedniej części wywiadu z Justyną Rędzikowską mieliście okazję poznać ją lepiej od strony prywatnej i zawodowej. Tym razem skupimy się na działaniach stricte wędrowniczych. Justyna wraz ze swoją zastępczynią – Weroniką Szatkowską – opracowały w zeszłym roku wstępny plan działania Zespołu Wędrowniczego, którego efekty stopniowo możemy zauważać. Jesienią, podczas wspólnej wędrówki z chorągwianymi referatami, zostanie opracowany program pracy uwzględniający ich aktualny stan i potrzeby. Już teraz Justyna Rędzikowska opowiedziała nam trochę o szczegółach tych planów.

Kto obecnie tworzy Zespół Wędrowniczy przy Wydziale Wsparcia Metodycznego?

Zespół prowadzę wraz z moją zastępczynią,  Weroniką Szatkowską. To, że jestem szefem, to tylko formalność, bo tak naprawdę jesteśmy nim obie. Bez Weroniki by mnie tu nie było. Poza nami, zgodnie z przyjętym zwyczajem, w skład zespołu wchodzą: szef Akademików (aktualnie jest to Kinga Szołczyńska), redaktor naczelny Na Tropie, Radosław Rosiejka, komendant Watry, którą w tym roku jest Sylwia Wójcik. Pozostałe osoby są dobierane według przyjętej przez szefa koncepcji. W naszym przypadku do zespołu dołączył Paweł Zaleski, który zajmuje się wsparciem administracyjnym i finansowym. Dodatkowo współpracuje z nami, choć formalnie nie może być powołana w skład zespołu, Justyna Gromek zajmująca się promocją i intensywnie inspirująca naszych harcerzy poprzez fanpage „Wędrownicy”. Ogólnie skład zespołu nie jest jeszcze kompletny, tworzy się, w związku z czym część naszych pomysłów jeszcze czeka na wdrożenie. Podejmujemy się działań wg priorytetów i mocy przerobowych w zespole, by iść krok po kroku do przodu, a z czasem wierzę, że będą nas wspierać kolejni instruktorzy.

Energia instruktorów powinna iść najpierw w chorągwiane wędrownictwo

To, co jednak jest ważniejsze niż kompletowanie zespołu wędrowniczego, to by w całej Polsce działały referaty wędrownicze. Jeśli mamy instruktorów, którzy mogą gdzieś zaangażować swoją energię, powinna ona iść najpierw w chorągwiane wędrownictwo, a potem dopiero do zespołu W. Dlatego też nie wdrożymy od razu wszystkich naszych pomysłów. Nie wiemy też, kiedy co się zadzieje, musimy mierzyć siły i moce przerobowe na zamiary, ale plan jest i sukcesywnie oraz z energią go realizujemy.

Jakie są priorytety zespołu na ten moment?

Stworzyć wspólny z referatami plan działań odpowiadający na ich potrzeby i wspierający ich pracę. Aktualnie jesteśmy po prezentacji wstępnych planów z perspektywy zespołu. Jesienią wybieramy się z referatami na wędrówkę, podczas której, mam nadzieję, wypracujemy wspólny program, który chętnie razem zrealizujemy, by podnieść poziom metodyki w jednostkach oraz stanowić wsparcie dla drużynowych i namiestników.

Z iloma drużynowymi wędrowniczymi masz obecnie kontakt?

Wyglądam młodo, więc mogę prowadzić swobodne rozmowy z drużynowymi

U siebie w hufcu mam dwóch drużynowych wędrowniczych. Staram się w miarę na bieżąco z nimi współpracować. Wiosną wspólnie planowaliśmy wyprawę wędrowniczą hufca, a na jesieni jedziemy na górską wędrówkę połączoną ze służbą. Dodatkowo mam kontakt z moimi dreamcraftowymi kursantami, obecnymi jak i tymi, którzy kończyli kurs drużynowych w zeszłym roku. To tyle z tych bardziej personalnych, a z tych mniej to spotykam drużynowych i zamieniam z nimi zdania przy okazji chorągwianych wędrowniczych zlotów, czy spotkania watrowych patrolowych. Mam to szczęście, że wyglądam młodo, więc póki mnie ktoś lub mundur, nie zdradzą to mogę prowadzić swobodne rozmowy z granatowymi. Gorzej jak już się orientują jaką pełnię funkcję, albo ile mam lat – wtedy się dystansują. Zupełnie niepotrzebnie.

Ostatnio, po całym wędrowniczym weekendzie, jeden drużynowy podszedł do mnie jak już byłam w mundurze i powiedział, że gdyby wcześniej zobaczył mnie w stroju harcerza, to by do mnie nigdy nie zagadał. Mam jednak nadzieję, że kiedyś drużynowi nie będą patrzyli na ludzi ze skórzanymi sznurami z dystansem. Jesteśmy takimi samymi instruktorami jak oni, tylko działamy na trochę innym poziomie struktury. Mam również nadzieję, że ci wszyscy instruktorzy ze srebrnymi, złotymi i skórzanymi sznurami, będą jak najczęściej siadać przy ognisku koło drużynowych, będą z nimi śpiewać do rana i męczyć się zdobywając kolejne szczyty, żeby nasi liderzy faktycznie mogli poczuć, że jesteśmy przy nich i dla nich. Póki co, dwa razy w życiu byłam w budynku Głównej Kwatery i nadal czuję się bardzo niepewnie wchodząc tam, więc i mi będzie miło, gdy skórzani i złoci częściej usiądą ze mną przy ogniu.

Dlaczego podejmujesz się różnych działań w metodyce wędrowniczej?

Bo ją czuję. Jestem jej wielką fanką. Próbując zrozumieć różne zależności, w świecie, między ludźmi, między społecznościami, po prostu kocham to, czym tu się zajmujemy, bo czuję tu ogromny sens.

Czy aktualne ramy wiekowe tej metodyki uznajesz za właściwe, czy uważasz, że powinno się je dostosować do obecnej reformy szkolnictwa?

Nie chcę mówić o reformie szkolnictwa. Chyba nikt z nas do końca sobie nie wyobraża, jak to będzie funkcjonować. W moim osobistym odczuciu z poziomu zwykłej instruktorki, póki gimnazja będą wygaszane wiek wędrowniczy powinien pozostać niezmieniony, przynamniej przez jakiś czas. My w tym czasie powinniśmy na bieżąco analizować sytuację, tak by zdecydować się za jakiś czas na optymalne rozwiązanie. Niemniej to tylko moje odczucia w tym temacie, nie jest to żadne formalne stanowisko.

Czy metodyka wędrownicza powinna być przekładana na życie codzienne?

Ta metodyka ma nas wypuścić w świat niezależnie od tego, czy schowamy mundur do szafy czy nie

Metodyka nie powinna być przekładana. Idealne harcerstwo w moim postrzeganiu to takie, które współgra harmonijnie z naszym życiem, gdy idee, podejście, działania dzieją się cały czas, a nie tylko w chwili, gdy mamy na sobie mundur. Bo przecież nie muszę rozpisywać próby, by stawiać sobie w życiu zawodowym wyzwania. Nie muszę stawać przed kapitułą, by silnie pracować nad dobrymi relacjami w życiu rodzinnym. Nie muszę nikomu przynosić złotych medali do harcówki, by chcieć wylewać siódme poty na treningu. Nie potrzebuję znaku służby, by wspierać wspólnotę lokalną. Ta metodyka ma nas wypuścić w świat niezależnie od tego, czy wybierzemy ścieżkę instruktorską czy schowamy mundur do szafy. Chodzi o coś, co jest w nas kształtowane, o pewną postawę aktywnego obywatela świata, wrażliwego na to, co go otacza, chcącego wpływać na zmiany we własnym środowisku i na zmiany w nas samych.

Tak, zdecydowanie mi się marzy, by nasza metodyka była tą, która wyjdzie w świat i będzie spajała w równowadze nasze pasje, rodziny, przyjaciół, szkołę. Marzy mi się, by służba została odczarowana jako słowo, by nasi wędrownicy czuli, że to te działania, które podejmujemy dla innych, na zewnątrz naszej organizacji, najlepiej budują nas wewnętrznie, ale też najlepiej o nas świadczą nie tylko jako o harcerzach, ale przede wszystkim o ludziach. Przecież od tego jesteśmy harcerzami, by zmieniać świat, prawda?

Czy wędrownicy powinni jeździć na biwaki i obozy stacjonarne?

To wszystko zależy, jakie cele sobie stawiają i jaki program tam planują realizować. Forma jest rzeczą drugorzędną. Może na ten biwak przywędrowali? A może podczas stacjonarnego obozu pełnią służbę w jednym miejscu, która jest potrzebna i dla nich fascynująca? Najpierw cel.

Kto według ciebie powinien być drużynowym wędrowniczym? Czy zawsze powinien to być drużynowy z wyboru?

Na watrowej konferencji zajmiemy się granicą między wyborem a wychowaniem następcy drużynowego

To bardzo dobre pytanie! Dokładnie temu będzie poświęcony jeden z paneli watrowej konferencji, która w tym roku zdecydowanie będzie odbiegać formą od poprzednich, więc tym bardziej zapraszam. Wnioskami z tego panelu na pewno będziemy się dzielić, gdyż weźmiemy na warsztat granicę, na ile wychowujemy następcę w drużynie wędrowniczej, a na ile mamy demokrację i pełną swobodę w jego wyborze.

Co uważasz o wędrowniczych instrumentach metodycznych?

Są. Będą zmieniane. Bardzo potrzebna jest aktualizacja.

Na koniec zapytam, czy masz jakieś inne wyzwania, które chciałabyś zrealizować w harcerstwie, gdy już skończysz swoje działania z Zespołem Wędrowniczym?

Może podzielmy to, ponieważ jak skończę być szefem zespołu to chciałabym nadal działać w jego strukturach i wspierać nowego szefa. Oczywiście jeśli nowy szef tego zechce. Jednocześnie nadal będę wspierała też swój hufiec. A jakie wyzwania wtedy będą na mnie czekać? Trudno teraz stwierdzić cokolwiek poza faktem, że będę gotowa stawiać im czoła.

Jak znajdujesz na to wszystko czas?

Jestem zorganizowanym, zawziętym człowiekiem i lubię robić rzeczy. Śmieję się, że umarłabym, jakby ktoś zabrał mi kalendarz. Ale właśnie dzięki planowaniu jestem w stanie w tym samym czasie zrobić więcej. Nie oglądam seriali, telewizji, filmów, nie posiadam w domu internetu. Nie prowadziłam badań, ale to chyba były czasozabieracze (śmiech). Choć oczywiście jest tak, że nie zawsze wszystko realizuję co planuję, bo zawsze na pierwszym miejscu są ludzie i na spotkania z przyjaciółmi zawsze musi znaleźć się czas. Choć uskuteczniam tutaj aktywne spotykanie, jak nocne spacery rowerowe, zwiedzanki, spływ kajakowy. Niemniej dobra kawa też jest zawsze dobra. Bo wiecie, nie starzeje się ten, kto nie ma na to czasu. Sprawdziłam.

 

Jakub Lasek - zawodowo zajmuje się marketingiem i sprzedażą. Uwielbia podróżować i uprawiać różnego rodzaju sporty, a w szczególności te związane z górami. Szef Referatu Wędrowniczego Chorągwi Opolskiej i drużynowy 5 DW „Żywioł”. Współorganizator KDW „Przekraczając Granice”.