Wszystkim nie dogodzisz
Trudno czasami coś zrobić w organizacji, w której prawie każdy jest ekspertem i wszystko wie najlepiej. Ci eksperci albo będą usilnie przekonywać, że się mylisz, albo stwierdzą, że rób sobie, co chcesz, bo oni i tak się do tego nie zastosują.
Wszystko zaczyna się od chęci zmiany. To może być dowolna rzecz, na przykład zmiany w instrumentach metodycznych, żeby sprawić, aby w większej liczbie drużyn je realizowano. Albo zmiany w mundurach lub wprowadzeniu numerowanych krzyży harcerskich. Możemy wybrać dowolną zmianę, na niemal dowolnym poziomie struktury ZHP – często będzie to przebiegać podobnie.
Choć ilość pracy zależy od skali zmiany, na etapie chęci wydaje się, że nie będzie wielu problemów. Z różnych stron słychać głosy zachęcające do działania – pojawiają się komentarze w stylu: dobrze, że w końcu się tym ktoś zajął albo czeka was masa pracy, ale warto lub zwróćcie uwagę na jedną kwestię, o której mówiłem jakiś czas temu.
Wydaje się, że naprawdę wiele osób przygląda się inicjatywie z zaciekawieniem i życzliwością. Pojawia się też głos zwracający na coś uwagę, ale traktowane jest to jako dobra rada, żeby przyjrzeć się czemuś z większą uwagą, niż pierwotnie planowano.
Nagle pojawia się on
Gdy już wszystko zostało zaplanowane, a odpowiednie prace zaczęte, pojawia się on – zwrot akcji. Okazuje się, że wcale nie wszyscy się z wami zgadzają. Ba! W różny sposób dowiadujecie się, że nawet jeśli nie jest to większość osób to na pewno dość głośna grupa.
Z drugą częścią postanawiacie dyskutować oraz tłumaczyć
Postanawiacie wziąć te wszystkie głosy pod uwagę w swoich pracach. Część z nich uwzględniacie, bo dochodzicie do wniosku, że faktycznie jest w nich sporo racji. Z drugą częścią postanawiacie dyskutować oraz tłumaczyć, bo według was wiele tam złej woli i przypisywania jakiś niecnych zamiarów.
Pół biedy, jeśli usłyszeliście to bezpośrednio. Gorzej, gdy przeciwnicy zmian mówią o tym innym za waszymi plecami. Wtedy jasne staje się, że nie chodzi o to, żeby coś wspólnie wypracować lub przekonać was do zmiany zdania (bo czasami propozycje zmian nie muszą być dobre), a jedynie o podkopanie i zdyskredytowanie w oczach innych osób, które mogłyby poprzeć zaproponowane przez was rozwiązania.
Dyskusja nigdy się nie kończy
Załóżmy jednak, że udało się wam wypracować propozycję zmian, która została zaakceptowana przez sporą większość. Zaskoczyła was liczba sporów do rozwiązania, bo na początku wydawało się, że zmiany pragną prawie wszyscy. A przynajmniej tak wam wychodziło po przeprowadzeniu diagnozy, bo wiedzieliście, że nie możecie opierać się tylko na tym, co słyszycie w swojej harcerskiej bańce ludzi podobnie do was myślących. Teoretycznie misja została zakończona i należałoby skupić się na tym, żeby wdrożyć zmiany. Ale wtedy do gry wkracza druga grupa przywołana na początku tego felietonu.
To instruktorzy, którzy stwierdzają, że ich i ich środowisk zmiany nie dotyczą. Często to nie są ludzie, którzy aktywnie sprzeciwiali się waszemu pomysłowi. Zapytanie odpowiedzą, że wszyscy inni – jeśli im się to podoba – mogą działać po nowemu. Powody ich decyzji bywają najróżniejsze – od indywidualnego podejścia i specyfikę środowiska, po przywoływanie tradycji i twierdzenia, że tzw. góra przeszkadza robić im dobrą robotę. Możesz tłumaczyć, a nawet prosić, a oni ani myślą cokolwiek zmieniać w tym, co robią.
Na nowo mogą pojawić się argumenty, które wydawały się już zbite
Wdrożenie zmian, co najwyżej tylko na chwilę, kończy dyskusję. Prawda jest taka, że ona gdzieś się tli i tylko czeka, żeby wybuchnąć nowym płomieniem. Wtedy na nowo mogą pojawić się argumenty, które wydawały się już zbite. Na nowo rozpalane są emocje na najwyższym poziomie, jakby wszystko dotyczyło istoty harcerstwa. Wychodzi na to, że ZHP zatraciło swojego ducha, ideały i wartości, bo – jak to bywa z takimi argumentami- zanim wprowadziliście zmiany, było tak jak za Małkowskiego albo chociaż jak w sierpniu 1939 roku.
Później wymiana argumentów się kończy, aby w przyszłości powrócić na nowo. Dzieje się tak, bo jeśli w coś jesteśmy zaangażowani emocjonalnie, trudno nam odpuścić. Często nie ma znaczenia, czego dotyczy sprawa.
Przeczytaj też:
Radosław Rosiejka - kiedyś przez kilka lat redaktor naczelny Na Tropie, a wcześniej drużynowy drużyny wędrowniczej w Hufcu "Piast" Poznań-Stare Miasto. Niezmiennie lubi jeździć na rowerze i słuchać muzyki, ale nie robi tego równocześnie.