Wyjść w świat z wiadomością

Ważny Trop / Agnieszka Powierska / 20.08.2017

Wędrowanie to znacznie więcej niż przemierzanie kilometrów – to już wiemy. Ale czy może być ono również sposobem na zmienianie świata? Zapytaliśmy o to Katarzynę Winiarską.

Mieszka w Puszczy Białowieskiej i działa na rzecz lokalnej społeczności. Jako członkini Fundacji Edukacyjnej Jacka Kuronia współtworzy projekt i program Uniwersytetu Powszechnego im. Jana Józefa Lipskiego w Teremiskach oraz tamtejszego Teatru w Stodole. Jest autorką Wirtualnego Muzeum Historii Żydów w Białowieży. Ostatnio uczestniczyła w Marszu dla Aleppo i Spacerach dla Puszczy. O politycznej i społecznej sile maszerowania mówi Katarzyna Winiarska.

Ostatnio dużo maszerujesz. Włączyłaś się w akcję Marsz dla Aleppo, wędrowałaś z hasłami obrony Puszczy Białowieskiej, byłaś jedną ze „spacerowiczek” w obronie niezawisłości sądów. Czy możesz opowiedzieć kilka słów o pierwszej z wymienionych inicjatyw?

Ten rok rozpoczęłam Marszem dla Aleppo. Idea zrodziła się wobec niemocy świata na odbywające się na naszych oczach – nie bójmy się użyć tego słowa – ludobójstwo. Kiedy nastąpiły gwałtowne działania wojenne w Aleppo, ginęła ludność cywilna, uwięziona w mieście bez możliwości ucieczki, zrodziło się duże społeczne zaangażowanie sprawą, ale również duże poczucie bezsilności. Wyczerpały się metody, które stosowaliśmy do tej pory. Podpisywanie petycji, wysyłanie listów do przedstawicieli władz państw, w tym naszego, do instytucji Unii Europejskiej i ONZ nie przynosiły skutków, a wielu ludzi miało przekonanie, że trzeba podjąć jakieś działania. Ania Alboth, moja koleżanka, zaproponowała: a gdybyśmy tam poszli? Tylko w jaki sposób… zawiesić swoje życie, zostawić dzieci, dom, pracę na osiem miesięcy?

Wyjdź w świat z wiadomością_ Źródło_ #CivilMarchForAleppo

Źródło: Facebook.com/CivilMarchForAleppo

Później idea została doprecyzowana – nie wszyscy muszą iść całą drogę, będzie można dołączać się na wybrane fragmenty trasy. W tej sytuacji od razu zdecydowałam, że jadę natychmiast. Marsz wyruszał z Berlina w Boże Narodzenie, ja złapałam ich w Dreźnie w styczniu. Szłam dziesięć dni – do Pragi. Momentami była to naprawdę duża grupa ludzi o ogromnej sile społecznej. Z Drezna wyruszyło trzysta osób, w tym spora grupa Polaków. Było to Święto Trzech Króli i weekend. Wiele osób musiało później wrócić do domów, więc w międzyczasie szliśmy w dwadzieścia osób. Kiedy jednak nadszedł kolejny weekend, znów dołączyły do nas duże grupy Czechów, Niemców i Polaków. Codziennie szliśmy kilkanaście do dwudziestu kilometrów. Wydaje się nie tak dużo? To jednak była zima. Nieśliśmy transparenty i flagi, a gdy docieraliśmy do kolejnych miasteczek, skanowaliśmy hasła i rozdawaliśmy ulotki. W mijanych miejscowościach, na rynkach czy w innych centralnych punktach, odbywały się manifestacje. Zwykle przemawiał burmistrz czy przedstawiciel Kościoła. Czekały tam na nas grupy mieszkańców – szczególnie duże zaangażowanie wykazywały czeskie społeczności lokalne. Maszerujący spali u ludzi w domach albo też w specjalnie zaaranżowanych w tym celu miejscach, takich jak sale gimnastyczne. Zdarzało się, że lokalsi na chwilę do nas dołączali. Ich gościnność również była manifestacją poparcia dla Marszu i sprawy Aleppo.

Civil March for Aleppo_ fot. Szczepan Żurek

Źródło: Marsz dla Aleppo, fot. Szczepan Żurek

Czasem dostawaliśmy aż za dużo. W pewnej miejscowości czekało na nas dziesięć garów jedzenia! To  zdecydowanie był nadmiar – nam wystarczyłby tylko jeden! Wywołało to w nas pewien moralny dyskomfort – my przecież tylko nieśliśmy wiadomość – to nie my byliśmy tymi ludźmi, którzy naprawdę potrzebowali pomocy. Zdecydowaliśmy więc, że jeśli posiłków będzie dla nas zbyt dużo, oddamy go lokalnym potrzebującym.

Nie chciałabym wypowiadać się na temat całego Marszu dla Aleppo, bo uczestniczyłam tylko w dziesięciu dniach z ośmiu miesięcy. Ale w momencie, w którym szłam, działo się dużo ważnych rzeczy – przede wszystkim między ludźmi. Mocno ścierały się zdania, toczyły się rozmowy o ideach. Po powrocie nie mogłam się odnaleźć. Czułam, że tam rozgrywa się coś naprawdę istotnego.

Nie była to pierwsza akcja związana z konfliktem syryjskim, w której brałam udział. Półtora roku wcześniej, gdy do Berlina dotarła duża fala uchodźców, Ania Alboth zapytała ich, czego najbardziej potrzebują. Okazało się, że bardzo doskwiera im zimno. Ania, choć od lat mieszka w Berlinie, czuje się bardzo związana z Polską (ostatnio nawet wróciła z Libanu specjalnie po to, by uczestniczyć w jednym z protestów!). Stworzyła więc wydarzenie skierowane do Polaków – zbiórkę śpiworów, kurtek i koców. To było w czasie, kiedy w Polsce wrzało od hejtu skierowanego przeciw uchodźcom. Ten nastrój wywoływał poczucie wstydu u tych, którzy myśleli inaczej. Zbiórka pokazała więc, że nie wszyscy Polacy są źle nastawieni do uciekinierów. My, jako Fundacja Edukacyjna Jacka Kuronia, podjęliśmy tę akcję tu – w Białowieży.

A jak to jest z marszami w sprawie Puszczy Białowieskiej? Jak wyglądają marsze tam?

Ten konflikt też jest bardzo skomplikowany. Minister Szyszko i jego leśnicy forsują teorię, że ekolodzy przez lata ograniczali działanie leśników, co doprowadziło las do ciężkiej sytuacji. Kornik rozprzestrzenił się, zaatakował świerki i teraz należy ratować puszczę poprzez ścinanie zainfekowanych drzew, aby problem przestał się rozprzestrzeniać. Takie jest oficjalne stanowisko Lasów Państwowych. Natomiast specjaliści, ekolodzy twierdzą, że kornik nie jest zagrożeniem – jest elementem tego ekosystemu! Nawet to, że pod jego wpływem las się zmienia i upadają drzewa nie jest niczym złym. Chronimy naturalne procesy, które tu zachodzą.

W gruncie rzeczy świerk nie występuje tu naturalnie w takich ilościach. To raczej graniczne tereny jego występowania, a rozprzestrzenił się w puszczy wskutek działania człowieka. Ponadto Puszcza Białowieska przez wiele lat była osuszana – zmieniły się zatem warunki dla świerka, który stał się bardziej podatny na zagrożenia. Dlatego część świerków odnowi się, ale część zostanie zastąpiona przez inne rośliny, na przykład grab. A grab z kolei jest gorszym surowcem niż świerk. Jego dominacja może być uznana zatem przez polityków za złą, ale to jest umotywowane ekonomicznie.

Puszcza umie sama sobą zarządzać – tym różni się od zwykłych lasów i dlatego musimy ją chronić.

Czy teraz, po decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE z 28 lipca o wydaniu nakazu natychmiastowego wstrzymania wycinki do czasu rozpatrzenia sprawy, coś się zmieni? Jeszcze tego nie wiemy. Wcześniejsza decyzja UNESCO nic niestety nie wniosła. Czy groźba wysokich kar finansowych dla Polski za każdy kolejny dzień wycinki będzie skuteczna? Adam Wajrak (działacz na rzecz ochrony przyrody i dziennikarz „Gazety Wyborczej” – przyp. red.) jest optymistą. Ja nie.

Puszczy nie bronią tylko Greenpeace i WWF, ale  mieszkańcy całej Polski i całego świata. Naprawdę zjeżdżają się ludzie ze wszystkich stron, żeby wesprzeć Puszczę Białowieską. Zorganizowany został Obóz dla Puszczy w Pogorzelcach, akcję wspiera część mieszkańców, która stoi po stronie ochrony puszczy (część stoi po stronie Lasów Państwowych i popiera wycinkę).

To wojna podjazdowa. Harvestery (kombajny wycinające drzewa – przyp. red.) zmieniają szybko lokalizację, aby wyciąć jak najwięcej drzew zanim zostaną znalezione przez protestujących, którzy starają się zablokować maszyny. Każdy harvester ma swoją obstawę leśników, co jest absurdalnym i ponurym widokiem.

Lokalsi raczej nie przypinają się do harvesterów, tak jak aktywiści. Ale dbamy o zaplecze: przywozimy działaczom jedzenie, przychodzimy na blokady, żeby być świadkami, tego co się dzieje, zabieramy głos publicznie, staramy się przekonać resztę mieszkańców, naszych znajomych, sąsiadów, że wycinka puszczy nie służy naszemu regionowi.

W blokadach harvesterów biorą udział pełnoletni. To musi być osobista decyzja, bo wiąże się z groźbą wysokich mandatów (z powodu łamanie prawa – przyp. red) i brutalnej pacyfikacji. Nie każdy przypnie się do harvestera, ale każdy może wziąć udział w proteście w formie pokojowych spacerów, które odbyły się już trzy razy, bez poważniejszych konsekwencji (ostatni spacer organizowany przez grupę Lokalsi przeciwko wycince Puszczy Białowieskiej i Obóz dla Puszczy odbył się 13 sierpnia). Oczywiście, ponieważ wchodzimy na tereny obecnie zamknięte ze względu na wycinkę, każdy uczestnik musi liczyć się z ryzykiem dostania 500 zł mandatu. To nie jest to samo, co działania podejmowane przez członków blokady, gdzie naraża się nawet swoje zdrowie.

Tutaj siła emocji wywołanych bezpośrednim widokiem jest znacznie większa

Spacery, które gromadzą setki osób, są kierowane tak, żeby pokazać zręby. Na Faceboooku i w mediach nie czuje się, jaka to skala. Tutaj siła emocji wywołanych bezpośrednim widokiem jest znacznie większa. Ludzie wracają stąd przejęci i mówią innym o swoich przeżyciach. Wiadomość rozprzestrzenia się. Wydźwięk medialny  też jest duży. Ale wieści podawane przez media łatwo powszednieją.

Obóz dla Puszczy jest otwarty dla wszystkich – każdy może dołączyć, każdy może tam przyjechać na dzień, dwa, miesiąc – czy tylko zajrzeć, zobaczyć i bezpośrednio porozmawiać z działaczami. Działania w Puszczy Białowieskiej można wspierać też z daleka. Na  portalu zrzutka.pl organizowana jest zbiórka środków na działania stacjonujących tam obrońców przyrody. Szczególnie potrzebne jest jedzenie – oczywiście wegetariańskie.

Spacer dla Puszczy 17 czerwca

Katarzyna Winiarska z rodziną na Spacerze dla Puszczy 17 czerwca 2017 roku.

Dlaczego akurat maszerowanie, wędrowanie, spacerowanie wydają się najlepszym sposobem na manifestowanie postaw, nawet teraz, gdy wszystko można załatwić przez internet, a media społecznościowe mają tak ogromny zasięg i wiralowy potencjał?

Marsze i protesty dają szansę bezpośredniego działania. Akcje wirtualne też są podnoszone, ale samo wirtualne protestowanie nie wystarcza. Nie jest tak skuteczne. Fizyczne działanie daje większe poczucie sprawczości. I ma większe oddziaływanie, jak pokazał przykład Czarnego Protestu. Daje odwagę i poczucie wspólnoty. Zobaczyć 20 000 ludzi protestujących na ulicach to znacznie więcej niż zobaczyć 20 000 podpisów pod petycją.

­­Waga podejmowanych przez marsze tematów wydaje się bezdyskusyjna. Dlaczego jednak uważasz osobistą obecność na tego typu spotkaniach za tak ważną? Czy warto czasem poświęcić własne przyjemności i prywatne cele, by być obecną, obecnym?

Są momenty, w których chwilowa przyjemność czy drobniejsze cele ustępują myślom o większych sprawach: przyszłości moich dzieci, wolności obywatelskiej. To oczywiście nie są pierwsze manifestacje, w których uczestniczę. Ostatnimi czasy jednak poziom nadużycia władz i zagrożenia demokracji był tak wysoki, że na ulicę wyszli ludzie, którzy nigdy wcześniej tego nie robili.

Czy to maszerowanie jest postawą polityczną, czy pokazuje zaangażowanie polityczne?

Niektórzy ludzie uczestniczący w manifestach, próbują odżegnywać się od polityki, ale przecież to, co robimy – moim zdaniem pokojowo walczymy o utrzymanie demokracji w Polsce – jest wyraźnie polityczne. To odcinanie się od polityki jest wypieraniem się powiązań z polityką, którą znamy z mediów: ze współczesnymi politykami i ich siecią układów. To znak, że zbrzydło nam to, co było do tej pory. Teraz, na ostatnich protestach, powstało coś nowego, zabrzmiał nowy głos –  mocny głos młodego pokolenia i mocny głos silnych kobiet. Po tym, co wydarzyło się w lipcu na ulicach wielu miast w Polsce,  nie ma powrotu do dawnych sprawdzonych politycznych sztuczek. Nadchodzi zmiana, nawet jeśli będziemy musieli poczekać na nią jeszcze kilka lat.

Jakie są owoce marszów, w których brałaś udział – co udało się osiągnąć?

Na pewno osiągnięciem jest duży medialny oddźwięk

Marsz dla Aleppo jest obecnie w rozkroku. Część uczestników już opuściło marsz, inni czekają na pozwolenie przejścia tureckiej granicy. Ale ja mogę i chcę wypowiadać się tylko z perspektywy tych dziesięciu dni, które spędziłam na Marszu. Byłam tam za krótko, aby mówić o całej inicjatywie ogólnie. Na pewno osiągnięciem jest duży medialny oddźwięk. A dla mnie Marsz dla Aleppo miał znaczenie w wymiarze mentalnym.

Jeśli natomiast chodzi o Puszczę, to uważam, że decyzje Trybunału Sprawiedliwości UE i UNESCO są również efektem działania wszystkich zaangażowanych w ten temat organizacji, naukowców, aktywistów, dziennikarzy, mieszkańców, wolontariuszy, artystów i zwykłych ludzi, którzy  wzięli udział w spacerach czy innych akcjach dla puszczy, a nawet internautów podpisujących petycje i szerzących wiadomości dotyczące puszczy. Bez tej pracy, nagłaśniania sprawy, tworzenia raportów, wystąpień publicznych, publikowania zdjęć, rozmów z otoczeniem– oddźwięk nie byłby tak duży. Z pewnością wszyscy przysłużyliśmy się do poczynionych przez europejskie i światowe instytucje kroków.

W kwestii protestów w obronie niezawisłości sądów, jak już mówiłam – sądzę, że jesteśmy przed dużą zmianą społeczną i w dalszej perspektywie mam nadzieję, polityczną.

Dołączając do marszów, byłaś przekonana o konieczności interwencji. Czy marsze zmieniły coś w tobie? Czy niosą one radykalizację przekonań, czy innego typu refleksje?

Uczy się przyjmowania odmiennych zdań, otwarcia na inne opinie, umiejętności prowadzenia dialogu

Uważam, że nie następuje tu radykalizacja przekonań. Kiedy się z ludźmi wędruje, prowadzi się rozmowy i spotyka się z osobami o bardzo zróżnicowanych poglądach. Uczy się przyjmowania odmiennych zdań, otwarcia na inne opinie, umiejętności prowadzenia dialogu. Są wartości nadrzędne, których nie opuszczamy, które nas łączą. Ale są też te pozostałe, co do których nie musimy się zgadzać. W danym momencie jednoczy nas jedna idea – na przykład wszyscy razem chcemy, by zaprzestane zostało ludobójstwo. Ale czy idziemy pod białą flagą? Pod banderą rewolucji syryjskiej? A może bez żadnej flagi? To już nie musi być takie oczywiste. Albo, wszyscy zgadzamy się, że chcemy żyć w demokratycznym państwie. Ale niekoniecznie oznacza to, że wszyscy jesteśmy przeciwko partii PiS. Tu chronimy naturalny las, ale nasze poglądy polityczne nie są jednorodne. Dzięki tej nadrzędnej idei, która każe nam być w danym miejscu, budujemy poczucie solidarności, wzajemne wsparcie, nawiązujemy nowe przyjaźnie ponad różnicami.

O to właśnie chciałabym dopytać: o nowe znajomości zawarte podczas marszów.

Ci ludzie, których tam poznałam, bardzo szybko stali się bliskimi mi osobami i – w ekspresowym tempie – przyjaciółmi. Łączą nas wartości, które w połączeniu z podjęciem wspólnego działania od razu dają 10 kroków do przodu w budowaniu relacji. Również niektóre odległe, powierzchowne znajomości nagle przekształciły się w przyjaźń. Mnóstwo osób poznanych podczas Marszu dla Aleppo przyjechało tu, do Puszczy Białowieskiej. Na jednej z blokad harvesterów w puszczy spotkałam nawet pewnego Czecha, który współorganizował przemarsz Marszu dla Aleppo przez czeskie miejscowości.

To właśnie może być dla niektórych dobrą motywacją do zaangażowania się w społeczne protesty: szansa poznania ludzi, z którymi łączą nas wspólne wartości i przekonania. Bo przecież często na co dzień nie ma wielu takich osób w naszym otoczeniu.

Według wartości wyznawanych w ZHP, harcerze są zobowiązani do ochrony przyrody, postawy rycerskiej, braterskiego podejścia do innych ludzi, dbania o ojczyznę i aktywność. Może, w takim razie, spotkałaś ich podczas swoich marszów?

Pewnie tak, choć nikt, kogo spotkałam się nie obnosił się swoją przynależnością do organizacji.

Co jeszcze, oprócz maszerowania, możemy zrobić?

To istotne, by stać po stronie wartości w codziennym życiu

Ważne jest dawanie świadectwa i zabieranie głosu w istotnych sprawach. Można rozmawiać z innymi ludźmi i uświadamiać ich o istotności rozgrywających się na naszych oczach wydarzeń. To może robić każdy z nas.  Najgorsza jest bierność.

U was, w harcerstwie, bardzo ważne jest wychowywanie poprzez wartości i to, że starsi przekazują idee młodszym. To istotne, by stać po stronie wartości w codziennym życiu i dokonywać wyborów z ich świadomością. Obserwować świat, próbować go zrozumieć i mieć odwagę mówić, jakie wartości wybieramy.

Zaangażowanie w sprawy istotne daje poczucie wspólnoty i mocy, dzięki której możemy realnie współtworzyć świat wokół nas, żeby był dobry i piękny.  A to daje nam też wewnętrzną siłę do naszego własnych codziennych zmagań z życiem.

Agnieszka Powierska - oddana metodyce wędrowniczej instruktorka wywodząca się z Poznańskiej Czarnej Trzynastki. Była drużynową 13. PDW "Biała"; dziś już na harcerskiej emeryturze. Edukatorka muzealna i filmowa, a w wolnych chwilach (tak ich niewiele!) redaktorka działu Wyjdź w Świat".