Nie jesteś Bogiem. Zrozum to

Instruktorski Trop / Emilia Owoc / 03.10.2021

Stawiamy sobie wyzwania, przekraczamy swoje granice, ale to nie znaczy, że ich nie mamy. Harcerstwo to gra zespołowa i tylko rozumiejąc to, możemy komuś skutecznie pomóc. A jak dać wsparcie w kryzysie psychicznym? Przede wszystkim ostrożnie.

Temat zdrowia psychicznego w ostatnich latach pojawia się dość często w mediach i zdaje się zmieniać swoje miejsce w społecznej świadomości. Z pozycji mocnego tabu przesuwa się w kierunku zwiększającej się świadomości i rozumienia zjawiska. Kampanie społeczne jak choćby Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuje, kształtują oblicze chorób psychicznych, sprawiając, że wielu osobom łatwiej jest przyjąć diagnozę i rozpocząć leczenie. Szeroko omawiany w mediach kryzys psychiatrii dziecięcej wydobył na wierzch skalę zjawiska. Według ostatnich danych Naczelnej Izby Lekarskiej psychiatrów dziecięcych jest w Polsce 478 (dla porównania psychiatrów dla dorosłych 3388). Na wizyty prywatne u specjalistów czeka się czasem dłużej niż miesiąc. Pandemia i wiążące się z nią ograniczenia dołożyła swoje trzy grosze (czy raczej trzy tony). Nauczyciele, pedagodzy, rodzice biją na alarm i proszą o pomoc. Izolacja, bagaż lęku i niepewności wyraziście spotęgowały problemy, jakie już wcześniej pojawiały się u uczniów. Harcerstwo ze swoim oddziaływaniem przez wychowawczą rolę grupy rówieśniczej, z uczeniem w działaniu, z olbrzymią ilością aktywności na świeżym powietrzu wydaje się nieocenionym wsparciem w profilaktyce i zapobieganiu kryzysom. Jak jednak mamy sobie poradzić w obliczu poważnych sytuacji i zjawisk, których jesteśmy coraz bardziej świadomi?

Do bycia drużynowym nie jest potrzebna wiedza specjalistyczna – terapeutyczna

Przypominam sobie, jak kilkanaście lat temu wyszłam wkurzona ze zbiórki. Wkurzona jako studentka psychologii, bezsilna wobec trudnych zachowań zuchów, pod którymi przeczuwałam różnego rodzaju ważne problemy. Miałam coś akurat do załatwienia w komendzie chorągwi, więc od razu poleciałam do poznańskiego zamku, gdzie ówczesnemu programowcowi Chorągwi Wielkopolskiej, hm. Ryszardowi Polaszewskiemu, z całą mocą mojego młodzieńczego bulwersu, wyżaliłam całą wychowawczą frustrację. Szalenie zdziwił mnie spokój, z jakim to przyjął, a jeszcze bardziej jego wyjaśnianie, że poniekąd tak ma być, że rolą harcerskiego wychowawcy nie jest leczenie czy terapeutyzowanie dzieci. Że do bycia drużynowym nie jest potrzebna wiedza specjalistyczna – terapeutyczna, a jedynie szczera, uczciwa postawa i chęć do przekazywania jej dalej. Trudno mi było wtedy przyjąć, że tak mało ma ode mnie zależeć, że nie mogę pomóc do końca. Dzisiaj – będąc psycholożką i psychoterapeutką, znając od środka specyfikę profesjonalnego pomagania – nie tylko przyznam Ryszardowi pełnię racji, ale też dorzucę coś od siebie.

Nie jesteś wszechmocny

Warto zacząć od motywacji – co sprawia, że jesteś instruktorem, że chcesz spędzać swój wolny czas jako wychowawca-wolontariusz? Jednym z najczęstszych powodów jest ideowa chęć czynienia dobra, naprawiania świata. Każde nasze dobre działanie sprawia, że sumarycznie świat jest lepszym miejscem. To prowadzi do tego, że czujemy się dobrze ze sobą, myślimy dobrze o sobie, uważamy siebie za dobrych ludzi. Jeśli do tego robimy coś, co uważamy za ważne, mamy przyjemną podstawę do tego, żeby czuć się wartościowymi ludźmi.

Różnica pomiędzy naprawianiem świata polegającym na dokładaniu jednej dobrej cegiełki do wspólnego wysiłku, a zbawianiem świata jest jednak subtelna i łatwo ją przeoczyć. Ta różnica polega na tym, że to pierwsze jest realne, możliwe i potrzebne, a to drugie jest jedynie iluzją i złudzeniem.

Do wypaczonego mesjanizmu często nam blisko i sami sprawiamy, że takie uczucie nam towarzyszy. Ilekroć ktoś sam ratuje jakieś przedsięwzięcie programowe (bo ktoś inny zawalił swoją robotę) tylekroć bliżej do nadmiernego poczucia mocy i sprawstwa (co, gdyby nie ja, jak ja tego nie zrobię to nikt). Im więcej doświadczamy w życiu osamotnienia w realizacji wyzwań, tym trudniej może być nam uwierzyć, że nie jesteśmy jedyną osobą, która jest w stanie je udźwignąć.

Świetną checklistą do refleksji jest dewiza wędrownicza

Warto wtedy zadać sobie pytanie, jaki sens ma takie działanie – dla kogo samotnie ratujemy świat? Czy taki wysiłek ma realny sens – czy faktycznie powstaje coś dobrego? Czy tylko windują się nasze wyobrażenia o tym, jacy jesteśmy sprawczy, ofiarni i skuteczni?

Każdy wysiłek, w który inwestujemy energię, powinien być poprzedzony choćby chwilą refleksji. Świetną checklistą do takiej refleksji jest dewiza wędrownicza – nie dlatego, że została przyjęta jako oficjalne narzędzie w harcerskiej pracy – a dlatego, że jest genialna w swojej prostocie. Wyjdź w świat (czyli poza swoją perspektywę), popatrz (sprawdź potrzeby otoczenia, a nie wyłącznie swoje wyobrażenie), pomyśl (na serio – pomyśl) i dopiero działaj, czyli pomóż. Ten krótki wers ma nam przypomnieć o tym, że mamy swoje ograniczenia – swój punkt widzenia, przekonania, poglądy – jeśli mamy komuś pomóc, musimy zająć się też jego perspektywą, a nie wtłoczyć go we własną.

Innymi ograniczeniami będą nasze umiejętności, zasób czasu, a nawet relacja, jaką nawiązujemy z wychowankami. Jesteśmy w stanie pomóc skutecznie tylko wtedy, kiedy dobrze znamy swoje miejsce w łańcuchu pomocy i nie wychodzimy poza swoje kompetencje.

Na harcerstwie świat się nie kończy

Relacja terapeutyczna pomiędzy psychoterapeutą a pacjentem jest bardzo specyficzna. Z jednej strony bardzo bliska, bo rozmawia się przeważnie o bardzo prywatnych sprawach, uczuciach, myślach. Z drugiej jednak strony, odległa, bo nie ma w niej wzajemności zwierzeń, a zasady kontaktu (czas i tryb) są ściśle określone. Mimo tak dużej bliskości funkcjonuje w bardzo konkretnych ramach.

Drużynowy nie musi być dostępny dla harcerzy czy rodziców 24 godziny na dobę

W relacji wychowanek – wychowawca jest podobnie. Mimo nawiązywania autentycznej relacji powinny istnieć granice i zasady, w których mają się one odbywać. Te zasady nie są zaprzeczeniem relacji, wręcz przeciwnie, są jej emanacją. Wiążą się z pewną nierównością (wychowawca może wysłuchać, ale nie zwierza się wychowankom ze swoich problemów) i dystansem. Drużynowy nie musi być dostępny dla harcerzy czy rodziców 24 godziny na dobę ani prowadzić z nimi prywatnych rozmów na komunikatorach (zasady kontaktowania się mogą być uregulowane). Drużynowy jest starszym kolegą i przewodnikiem wychowawcą, a nie przyjacielem i powiernikiem.

Jeśli takie relacje stają się zbyt bliskie, prowadzi to do kilku zagrożeń. Wychowanek, który czyni instruktora powiernikiem swoich tajemnic na zasadzie przyjacielskiej, może rozwijać poczucie wyjątkowości, które będzie godzić w jego rozwój.  Bo poczucie bycia wyjątkowym, czyli kimś lepszym od rówieśników, niedoświadczających takiej samej relacji z drużynowym, nie jest zdrowe. U pozostałych członków grupy może to owocować poczuciem odrzucenia, bo taka relacja jest równoznaczna z faworyzowaniem kogoś w grupie. Ponadto dla obserwatorów, rodziców i innych osób motywacja wychowawcy może być niejasna i budzić podejrzenia.

Bo ludzi dobrej woli jest więcej

Wrażliwy wychowawca powinien działać jako sito, czyli wyłapywać niepokojące zachowania, których skorygowanie poprzez zwykłe oddziaływanie grupy jest niemożliwe, a następnie zgłaszać je rodzicom – najlepiej w formie obserwacji, a nie diagnozy (która może być błędna, a zadziała naznaczająco). Czyli np. zauważyłam, że dziecko (nastolatek) wycofuje się z relacji, z grupy, jest osowiały, smutny, widać, że coś przeżywa, jest nerwowy, okalecza się, łatwo wpada w gniew etc. Warto dodać sugestię dla rodziców moim zdaniem dzieje się coś niepokojącego, być może warto skontaktować się ze specjalistą. Można dodać, że to normalne, że na obozie, w grupie rówieśniczej, mogą ujawniać się zachowania, których nie widać w domu.

Wychowawca jest sojusznikiem rodzica w trosce o dobro i bezpieczeństwo dziecka. Instruktor musi traktować rodzica poważnie, przekazując pełne informacje, bo tylko opiekunowie prawni mogą zadecydować o pomocy medycznej i psychologicznej, aż do uzyskania pełnoletniości (warunek podwójnej zgody powyżej 16 roku życia oznacza, że brak zgody nastolatka albo rodzica skutkuje brakiem możliwości podjęcia pracy). Jeśli w ocenie wychowawcy dziecko (nastolatek) nie jest w stanie funkcjonować w grupie bez wsparcia specjalistycznego, a takiej opieki nie można zapewnić, nie powinien się jej podejmować. Jeśli sytuacje na obozie przekraczają możliwości zwyczajnych harcerskich oddziaływań wychowawczych, trzeba rozważyć zasadność dalszego pobytu – czy obecność takiego uczestnika jest bezpieczna dla niego i innych wychowanków.

Harcerski instruktor może być bardzo ważnym ogniwem w łańcuchu pomocy

Mając większą świadomość problemów, z jakimi mierzą się nasi wychowankowie, niż wówczas gdy problemy zdrowia psychicznego były tabu, wcale nie możemy pomóc im bardziej. Sama wiedza to nadal mało, żeby działać samodzielnie, ale wystarczająco, żeby w całym procesie stanowić istotne wsparcie. Harcerski instruktor może być bardzo ważnym ogniwem w łańcuchu pomocy wychowankowi, choć sam go nie zastąpi. W perspektywie pomocy nie da się łączyć ról terapeuty, rodzica, wychowawcy i przyjaciela – każda z nich ma inne zadania, inne zasady i wiążą się z nią inne oczekiwania. Tylko działając wspólnie – w dobrej komunikacji oraz przekonaniu o dobrej woli i zaangażowaniu pozostałych – możemy mieć pewność, że zrobiliśmy wszystko, aby skutecznie pomóc dziecku.

 

Przeczytaj też:

Emilia Owoc - harcmistrzyni, psycholożka, psychoterapeutka, instruktorka Zespołu ds. wsparcia psychologicznego GK ZHP, komendantka hufca. Swego czasu związana z ruchem akademickim, później metodyczka wędrownicza i kształceniowiec. Prywatnie mama, żona, człowiek z pasją, wierzący, że w harcerstwie coś dobrego może się zacząć, ale nie powinno skończyć.