Dzieci i bajki dorosłych

Na Tropie Kultury / Julia Gierasimiuk / 25.09.2022

Zwykły film familijny skłonił mnie do przemyśleń nad postępowaniem ludzi w trudnych chwilach. Jak często wybieramy kłamstwo, zamiast trudnej prawdy? I dlaczego mamy problem z tym wyborem zarówno, gdy rozmawiamy z dziećmi, jak i młodymi dorosłymi?

W ramach wspólnego spędzania czasu z kuzynką postanowiłyśmy coś obejrzeć. Ponieważ Młoda ostatnio była z klasą w kinie, a seans jej się bardzo podobał, postanowiła i mi przedstawić ten film. Za duży na bajki miał premierę parę miesięcy temu w kinach, ale dziś można go obejrzeć na Netflixie. Tekst będzie zawierał spojlery także, jeśli komuś to przeszkadza – proponuję najpierw obejrzeć film, a dopiero później przeczytać ten artykuł. Wracając do gatunku filmu – jest on faktycznie do obejrzenia z całą rodziną. Będzie on bawił nie tylko dzieci, choć uważam, że nie jest tak lekki i przyjemny jak obiecuje to zwiastun.

Historia opowiada o dziesięcioletnim Waldku, któremu marzy się kariera e-sportowca i planuje wygrać najbliższy turniej gamingowy. Oczywiście w życiu nie ma lekko, bo jest otyły, przez co ma problemy z zaliczaniem WF i jest obiektem drwin. Sprawy nie poprawia zdecydowanie nadopiekuńcza mama, która stale prowadza chłopca za rękę do szkoły i wyręcza go we wszystkim. Waldek ma swojego przyjaciela Staszka, który także przygotowuje się do zawodów, jednak ten chłopiec postrzegany jest przez społeczeństwo i dorosłych jako ten cool, słodki, uroczy, fajny. Wszystko tak się radośnie toczy, dopóki matka bohatera nie trafia do szpitala i opiekę nad Waldkiem przejmuje jej ciocia. Ekscentryczna krewna bierze wszystko w swoje ręce i postanawia zaprowadzić nowe porządki w domu. Niezbyt samodzielny Waldek od teraz musi sprzątać, gotować zdrową żywność i dużo jeździć na rowerze. Postać jest na tyle nieporadna, że ciotka musi nauczyć chłopca nawet parzyć herbatę.

Moją Młodą (która jest swoją drogą rówieśniczką głównego bohatera) niezwykle bawiły teksty w stylu Mama? Bo ta sadystka każe mi jeździć na rowerze 100 godzin dziennie. I mam przeciążone stawy. I dodatkowo każe mi ścierać kurze, robić zakupy, układać ubrania i myć kibel. Ogarniasz to mamo? Myć kibel! […] Ona się nade mną znęca psychiatrycznie. Mnie niestety już tak nie bawiły. Nie wiem, może dziadzieję, a może zbyt często na wyjazdach harcerskich widziałam nastolatków, którzy nie potrafią dobrze umyć podłogi. Problem niesamodzielnych dzieci i nastolatków nie jest wcale taki obcy. Karykaturalna postawa wobec nieporadnego grubszego chłopca, który oczywiście lubi grać w gry komputerowa jest jeszcze do przejścia.

Chyba sprzedano nam kota w worku…

Waldek mimo naiwnych historyjek o wyjeździe mamy przeczuwa, że coś jest nie tak

… bo nie o tym jednak jest film. W zwiastunie możemy przez chwilę zobaczyć bardzo ważny wątek – widać w niej matkę głównego bohatera w szpitalu. Kobieta ma raka, poddała się badaniom, które jeszcze nie wiemy, jak rokują, ale wszystko ukrywa przed synem. Włącznie z tym że jest w szpitalu. Prawdopodobnie stąd też i tytuł filmu – Waldek mimo naiwnych historyjek o wyjeździe mamy przeczuwa, że coś jest nie tak. Jest za duży na wciskanie bajek. Jasne, że ciężko dziesięciolatkowi wytłumaczyć tak poważną diagnozę, ale skoro główna bohaterka nastawia się po badaniach kontrolnych na najgorsze, to dosyć dziwna sytuacja, że syn nawet nie wie, że mama choruje. Co mógł poczuć dziesięcioletni chłopiec, kiedy dowiedział się, że jego jedyna bliska osoba (w filmie nie pada żadna informacja o ojcu) okłamywała go i prawdopodobnie jest w bardzo złym stanie? Przecież sytuacja mogłaby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby matka od początku rozmawiała z nim.

Filmowy problem w rzeczywistości

Bardzo mnie poruszył ten wątek, bo przypomniałam sobie te wszystkie dzieci i ryby głosu nie mają lub nie wtrącaj się, bo to sprawy dorosłych. Czy którykolwiek z tego typu komentarzy, sprawił, że mniej się martwiłam, denerwowałam czy lepiej rozumiałam sytuację? Nic z tych rzeczy. Dzieci rozumieją zdecydowanie więcej, niż nam się wydaje. Dlatego tak ważne jest rozmawianie z nimi i dostosowywanie komunikatu odpowiednio do wieku. Nie namawiam do parentyfikacji, czy opowiadania swoim lub nieswoim nawet dzieciom o wszystkich problemach tego świata. Powinniśmy uwzględniać jednak uczucia i dopasowywać stanowisko odpowiednio do wieku. Skoro jako dorośli wolimy znać prawdę i wiedzieć, jaka jest sytuacja, to dlaczego tych trochę młodszych od nas omamiamy białym kłamstwem, lub – co gorsza – wymyślamy im zupełnie niestworzone bajki?

Omijanie trudnych tematów dotyka też wędrowników

Co ważniejsze, wyżej omawiany problem nie dotyczy tylko relacji osoba dorosła – dziecko. Omijanie trudnych tematów dotyka też wędrowników czy nawet osoby dorosłe. Unikamy tego, co nieprzyjemne, niestety zazwyczaj nie myśląc o dalszych konsekwencjach, tylko zadowalając się tymczasową poprawą samopoczucia. Aby relacje czy środowiska takie jak zastęp czy drużyna funkcjonowały prawidłowo potrzeba zaufania, które budowane jest na szczerości. Nikt nie chciałby czuć się oszukany przez swój autorytet, który zatajał nawet trudną prawdę. Dlatego też nie róbmy tego naszym podopiecznym. Myślę, że zdecydowanie lepiej i dojrzalej wyjdziemy z sytuacji, w której wytłumaczymy problem, niż udamy, że tematu nie ma (niestety ta technika jest wszechobecna u wielu instruktorów). Rozmowa dostosowana do słuchacza może być rozwiązaniem wielu problemów, przyszłych nieporozumień i niesnasek, a zbywanie niewygodnych tematów milczeniem lub zdawkowymi odpowiedziami powinno odejść do lamusa – przecież nikt z nas nie chciałby uzyskać takiej odpowiedzi dotyczącej ważnej sprawy.

 

Przeczytaj też:

Julia Gierasimiuk - instruktorka Hufca ZHP Białystok, członkini HKR „Kryzys”, studentka pielęgniarstwa. W wolnym czasie szyje, czyta i szuka miejsca tam gdzie jej jeszcze nie ma, a mogłaby być. Lubi tylko czerwone dżemy.