Przez żołądek do serca
Dobrze byłoby, gdyby ukoronowaniem dzisiejszego dnia, najlepiej spędzonego z bliską osobą, był wspólny posiłek. Najlepiej pyszny i pożywny. Ale czy to musi być jedyny dzień, kiedy dobrze ugotujemy?
Większość rzeczy jesteśmy w stanie kupić w średniej wielkości markecie, a recepturę ich przyrządzenia znaleźć w ciągu sekundy
Sztuka kulinarna jest tak stara, jak ludzkość. A osoby ją rozwijające miały zawsze ogromne pole do popisu – bo jeść trzeba. Po drodze pojawiały się różne przełomowe sytuacje – najpierw zmiana trybu życia z koczowniczego na osiadły. Potem odkrywanie coraz to kolejnych gatunków roślin i zwierząt, robienie krzyżówek gatunkowych udoskonalających rolnictwo. Odkrycie ziemniaków, kukurydzy czy marchwi. Pojawiły się nowe metody konserwacji, a w końcu przechowywania świeżej żywności – pierwsze lodówki zaczęły chłodzić na przeszło 20 lat przed uruchomieniem pierwszej sieci elektroenergetycznej dużej skali. Rosnące jak na drożdżach sektory logistyczny i informacyjny usprawniły transport i pozwoliły na poznawanie różnych przepisów. Internetowa rewolucja doprowadziła do stanu obecnego – większość rzeczy jesteśmy w stanie kupić w średniej wielkości markecie, a recepturę ich przyrządzenia możemy znaleźć w ciągu sekundy w urządzeniu mieszczącym się w kieszeni. A sztandarowym przykładem sprawności tego całego stanu rzeczy jest fakt, że pandemia nie dotknęła ani globalnej sieci informacyjnej, ani systemu dystrybucji żywności.
To jest ten moment, w którym moglibyśmy zadumać się nad złożonością procesów, które doprowadziły do tego, że możemy jeść tak, a nie inaczej.
Rozwój ludzkości w modelu, który znamy, jest skorelowany ze wzrostem wystąpień chorób układu pokarmowego, a zachodni styl życia prowadzi często to nadwagi, otyłości czy chorób układu krążenia. Dietetycy w pocie czoła usprawniają piramidy żywienia, a po drugiej stronie tego samego stołu (a w sumie to kuchennego blatu) gastronomowie próbują ponieść w związku z tym jak najniższe koszty materiałowe i osobowe. No dobra, a jak to jest z żywieniem na naszym podwórku?
Nasz wspólny stół
Ze swojej perspektywy mogę powiedzieć – całkiem nieźle. W mojej 19-letniej historii bycia członkiem ZHP w czasie biwaków, obozów czy wyjazdów generalnie królowały kanapki. Cieszę się, że od paru dobrych lat pojawiło się więcej różnorodności w zakresie owoców i warzyw na wyjazdach. Sałata nie robi już na nikim wrażenia. Czy to na formach programowych, czy kształceniowych jemy coraz lepiej i zdrowiej.
Żywienie zbiorowe to ciężki kawałek chleba
Harcerska Akcja Letnia zaś rządzi się swoimi prawami – żywienie zbiorowe to ciężki kawałek chleba. Jasne, że samodzielne gotowanie przez drużynę jest dużo bardziej wychowawcze. Oczywiście lepsze byłoby prowadzenie własnego żywienia, z własnym kucharzem, ale niestety nie każdy ma znajomego kucharza. Niemniej jest sytuacja, która może spędzać sen z powiek niejednemu kwatermistrzowi bazy. A są to uczestnicy cechujący się specyficznymi wymaganiami żywieniowymi.
Zaglądanie w talerz
Jest wiele różnych powodów, dla których dana osoba żywi się w konkretny sposób
Co się kryje za tym okrągłym określeniem? Generalnie jakiś rodzaj diety – ale nie taki jak ta Kwaśniewskiego czy Chodakowskiej. Raczej te związane z kompleksowym podejściem do żywienia – wegetariańska, wegańska, bezlaktozowa, bezglutenowa, bezmięsna, koszerna czy halal. Dwie ostatnie to oczywiście sposoby żywienia rekomendowane przez religie – odpowiednio żydowską i muzułmańską. Całą resztę możemy w uproszczeniu nazwać jakimiś preferencjami żywieniowymi, ale tu łatwo nam wpaść w pułapkę myślenia, że wybór diety to na pewno widzimisię jedzącego. Jest wiele różnych powodów, dla których dana osoba żywi się w konkretny sposób – może to wynikać ze wskazań lekarza, z zaleceń dietetyka czy też własnych przekonań. Słyszeliście kiedyś określenie, że weganizm to widzimisię? Niekoniecznie – ktoś może mieć długą listę alergii pokarmowych, w wyniku których nie może jeść wszystkiego, ale może posługiwać się w zamawianiu jedzenia uproszczeniem jem kuchnię wegańską, bo zwyczajnie nie chce dzielić się informacjami o swoim stanie zdrowia.
Żywienie na obozie służy temu, żeby tanio i sprawie wyżywić dużą liczbę osób i naturalnie osoby ze specyficznymi wymaganiami żywieniowymi nie wpisują się w to założenie. Takiego uczestnika, po zasygnalizowaniu kuchni, że jest wege, może wewnętrznie skręcać na nakładanie podwójnej porcji ziemniaków, co ma stanowić substytut kotleta, którym raczą się inni uczestnicy.
Nawet 20% ludności modyfikuje swoją dietę z powodu nadwrażliwości, nietolerancji bądź alergii pokarmowej
Cyceron mawiał, że przyprawą potrawy jest głód, ale komuś może zwyczajnie takie para-żywienie nie odpowiadać i może na obóz nie pojechać. Nie wiemy jednak, czy w związku z nierealizowaniem właściwego żywienia jacyś członkowie ZHP nie biorą udziału w HAL, bądź ten udział jest utrudniony. Według badań Isabel Skypala (ujętych w artykule Nadwrażliwość pokarmowa — alergia i nietolerancja pokarmowa) nawet 20% ludności modyfikuje swoją dietę z powodu nadwrażliwości, nietolerancji bądź alergii pokarmowej. Trudno mi wyobrazić sobie wykluczenie z HAL-ów do 20% członków ZHP, dlatego postanowiłem rozpoznać tę tematykę.
Chciałbym dowiedzieć się, jak jedzą kadra i uczestnicy obozów na bazach. Chciałbym wiedzieć, z jakimi problemami w kontekście różnorodności diet borykają się komendanci i kadry obozowych stołówek. Zapraszam serdecznie do wypełnienia badania dostępnego w Panelu Harcerskiego Instytutu Badawczego. Jeśli uda nam się do wiosny opracować wyniki i rekomendacje, to jest szansa na poszerzenie oferty żywieniowej na jednej, dwóch, kilku bazach. Może przełoży się to na podniesienie jakości oraz wdrożenie różnorodności żywienia na bazach, gdy już będziemy mogli na nie pojechać?
Może docenimy, że jedzenie obozowe to daleka przeszłość, że dobre jedzenie jest ważnie nie tylko od święta. Być może wrócimy do liczebności ZHP jeszcze sprzed pandemii, by móc znowu nie tylko wychowywać, ale i wdrażać zdrowe nawyki żywieniowe dla 110 tysięcy brzuchów. Wszak jak mawiał Epikur – przyjemność brzucha jest podstawą i korzeniem wszelkiego dobra.
Badanie, o którym pisze Jacek Grzebielucha znajdziecie w Panelu Harcerskiego Instytutu Badawczego.
Przeczytaj też:
Jacek Grzebielucha - były drużynowy 7 GIDH "Keja", sercem w Chorągwi Gdańskiej - ciałem we Wrocławiu. Prawnik i urzędnik, pasjonat za dużej liczby rzeczy. Znawca memów.