Sztuka przegrywania

Ważny Trop / Julia Gierasmiuk / 13.08.2023

Istniała logika. Ale istniał też instynkt. Instynkt Sama podpowiadał mu, że każda mijająca w bezczynności sekunda oznacza przegraną.

Powyższy cytat pochodzi z książki Michaela Granta Faza Piąta: Ciemność. Każdy stara się żyć jak najlepiej, dawać z siebie wszystko i być bohaterem swojej własnej opowieści. Tylko że nie zawsze wygrywamy w meczu życia. Nauka przyjmowania porażek i przegranych bywa niezwykle trudna, ale nie jest wcale taka zbędna, jakby nam się wydawało.

Przede wszystkim czas

Szybko przestało być różowo

Odkąd zamknęłam stopień przewodniczki, przebierałam nogami w poszukiwaniu opiekuna na mój stopień podharcmistrzyni i kiedy po roku go odnalazłam, to myślałam, że teraz już tylko z górki. Przecież zawsze o tym marzyłam, byłam gotowa do wykonywania wszystkich zadań. Tylko szybko przestało być różowo. Wyjeżdżając na studia, na drugi koniec Polski, nadszedł czas na rozstanie się z rodzimym środowiskiem. Nagle straciłam pole do działania – nie mam ani szczepu, ani nie znałam nikogo z nowego hufca.

Przez chwilę powiało paniką, ale szybko zaznajomiłam się z jedną z drużyn i już byłam gotowa na zmianę wszystkich zadań, byle kontynuować. Los chciał, że po roku zmieniłam i studia, i miasto. Poszukiwania pola działania rozpoczęły się na nowo.

Tylko czas zaczął tykać, bo miałam też otwarty stopień na Harcerkę Rzeczypospolitej, o którym również marzyłam od dziecka. Czas mijał, a we mnie zaczęła kiełkować myśl. Przecież ty tego nawet nie chcesz. Jak to tak, chcę zaprzepaścić marzenia pielęgnowane od lat? Jak to nie chcę? Pytania, pełno pytań. I dojrzałam, do przyznania przed sobą, że tak naprawdę nie zależy mi na tym.

Zależało mi na kolorowych znaczkach na mundurze i poczuciu bycia lepszym

Kocham samorozwój, ale nie marzę o rozwijaniu kompetencji wychowawcy, bo lepiej odnajduję się w innych dziedzinach. Zależało mi na kolorowych znaczkach na mundurze i poczuciu bycia lepszym, niż tylko przewodniczka. Tylko że to wcale nie przyniosłoby mi szczęścia, tylko presję nakładaną przez samą siebie.

Fiasko, klęska, porażka

Z początku wysyłając wniosek o negatywne zamknięcie próby na stopień, czułam jakbym to przegrała. Jakbym była niewystarczająco dobra, zbyt mało się postarała. Z czasem zrozumiałam, że to była świetna decyzja.

W zmianie zdania, czy to na temat stopnia, studiów, poglądów, nie ma nic złego. Nie każdy musi być podharcmistrzem – nie musisz wychowywać, żeby wspierać organizację, jak i bliższe środowisko. Istnieją inne narzędzia, jak chociażby Miana Kadry Wspierającej.

Są też sytuacje, które nie do końca są od nas zależne. Masz otwartą próbę, ale KSI nie chce jej zamknąć pozytywnie, bo może nie widzi w tobie instruktora, a może ma jakieś zarzuty wobec wykonania zadań. Sytuacja bez dwóch zdań trudna i nieprzyjemna, ale na pewno niezwiastująca końca świata i twojej harcerskiej przygody.

Zbyt często nadmiernie analizujemy to, jak odbiorą nas inni. Boimy się oceniania, a rzeczywistość pokazuje, że albo nikogo to nie ruszy, albo wręcz będziemy inspiracją dla kogoś, żeby też wykonał kolejny krok. Czyż nie gorszą sytuacją jest tkwienie w bagnie niż jakakolwiek próba wyjścia z niego? Nie dla każdego są kąpiele błotne i to jest okej. Często hiperbolizujemy sytuacje i nagle błaha sprawa staje się kataklizmem nie do przejścia.

Co wtedy zrobić?

Jeśli obawiasz się porażki, to wyobraź sobie NAJGORSZY scenariusz. Boisz się, że nie zdasz testu. Okej, co dalej? Napiszesz go w drugim terminie. Znowu nie zdałeś? Piszesz poprawkę. Nie wyszło? Piszesz egzamin komisyjny. Oblałeś? Płacisz warunek. W końcu to zdasz. Jak duże są szanse, że pójdzie ci aż tak tragicznie? Czy tak naprawdę w skali życia, ten niezdany egzamin jest aż takim problemem?

Możesz też spojrzeć na sytuację trochę szerzej. Nie zdałeś testu, ponieważ uczyłeś się niewystarczająco długo. A to dlatego, że spotkałeś się przyjaciółmi, których od dawna nie widziałeś i spędziliście razem czas bardzo produktywnie. Potknięcia czy zmiany planów mają miejsce we wszystkich obszarach, również w tym harcerskim. Nie masz przygotowanej zbiórki, więc ją odwołujesz, na najbliższej kapitule nie zamykasz pozytywnie stopnia, lub w ogóle go nie otwierasz, albo z powodu nieporozumienia masz problem w patrolu z wykonaniem wyzwania czy tropu.

Owszem coś się wydarzyło kosztem czegoś innego, ale w tej danej sytuacji aż tak bardzo tego żałujesz? Jeśli tak, to teraz już wiesz, jak postąpić w przyszłości – poprosisz o przełożenie spotkania, poszukasz więcej przestrzeni na naukę, wcześniej zaplanujesz zbiórkę. Jeśli nie, to ciesz się z dobrze spędzonego czasu i nie rozpamiętuj.

Zmiana priorytetów

Jeśli widzisz nad sobą grożące widmo niepowodzenia, zastanów się czy w ogóle warto patrzeć w tamtym kierunku. Bo może, tak jak ja, pędzisz za czymś, czego – tak naprawdę – nie chcesz lub nie potrzebujesz. Może ten kolejny z bombiliona projektów nie jest ci potrzebny? Ta fąfnasta funkcja prawdopodobnie cię nie uszczęśliwi, jeśli nie dbasz o podstawowe potrzeby.

Teraz nie nazwę nieukończonego kursu podharcmistrzowskiego porażką

Z perspektywy czasu uważam, że nie najlepszą decyzją jest przekładanie harcerstwa nad własne zdrowie, rodzinę czy edukację. Teraz nie nazwę nieukończonego kursu podharcmistrzowskiego porażką, ale zmianą priorytetów (choć nie myślałam tak od początku). Zatrzymanie się i chwila oddechu dały mi czas do przemyśleń. Zmieniłam kierunek działania na ten, w którym teraz czuję się szczęśliwa. Nie mam stopnia podharcmistrzyni, nie organizuję na tym HAL-u obozu, nie wychowuję. Ale jestem odpowiedzialna za dział w redakcji, piszę teksty o interesujących mnie sprawach, zorganizowałam redakcyjne spotkanie, a teraz dopinam sprawy z obecnością Na Tropie na Wędrowniczej Watrze i biorę udział w przygotowaniach wydań polowych. Jestem na studiach, które sprawiają mi radość i mnie ciekawią, a nie przytłaczają.

Na tym polega odpowiedzialność

Parafrazując słowa Rickiego z Chłopaków z barakówniektórzy mówią, że nie można zmieniać zdania, kiedy się podjęło jakąś decyzję, ale to nie prawda. Można, tylko trzeba ponieść tego konsekwencje. Na tym polega właśnie odpowiedzialność.

Niezależnie od źródła porażki, chyba nie ma nic gorszego niż obwinianie całego świata o nią. Na nic się zda zarzucanie innym zachowań, które doprowadziły nas do naszej obecnej sytuacji. Wyjdziemy tylko na osoby narcystyczne lub pozbawione własnej autonomii – jesteśmy tacy malutcy i bezradni, że nie potrafimy zadecydować, jak poradzić sobie z jakimkolwiek własnym problemem.

Obwinianie nie zmienia sytuacji, nie rozwiązuje problemów, psuje relacje z otoczeniem

Obwinianie to mechanizm obronny, który ma nas chronić, ale w rzeczywistości przysparza tylko więcej problemów. Obwinianie nie zmienia sytuacji, nie rozwiązuje problemów, psuje relacje z otoczeniem i sprawia, że człowiek robi się sfrustrowany. Wszystko to z obawy przed stawieniem czoła problemom. Rozwiązaniem jest przyznanie się do problemu, jego analiza i wyciągnięcie wniosków. Tylko tyle i aż tyle.

Niepowodzenia, nawet w otoczeniu haseł typu porażka jest elementem sukcesu, niosą ze sobą trudne emocje. Nie ma nic w tym dziwnego, w końcu włożyliśmy w daną sprawę dużo serca, energii i czasu. Jednak warto iść do przodu, a przynajmniej zacząć od pierwszego kroku. Zatrzymaj się, przeanalizuj sytuację i ustal na nowo priorytety. Będąc bogatszym o nowe doświadczenia, łatwiej ci będzie zaangażować się w coś, co nie skończy się kolejnym fiaskiem.

 

Przeczytaj też:

Julia Gierasmiuk - instruktorka szukająca miejsca, gdzie jeszcze jej nie ma, a gdzie mogłaby być. Studentka polonistyki zafascynowana mnóstwem rzeczy, ale zbyt podekscytowana nimi, by zdecydować się na tylko jedno. Lubi tylko czerwone dżemy.