Szukając potwora z Loch Ness

Wyjdź w Świat / Katarzyna Lesiak / 20.11.2022

Zastanawiałeś się kiedyś, co trzeba zrobić i jaką tajemną wiedzę opanować, żeby wyruszyć ze swoją drużyną na obóz za granicą? Zobacz, jak udało się to zorganizować namiestnictwu wędrowniczemu z Wielkopolski!

O szczegółach organizacji i dochodzeniu do mistrzostwa w przygotowaniu obozu zagranicznego opowiada nam namiestnik wędrowniczy hufca Konin, hm. Marcin Osuch, który podczas ostatniej akcji letniej był komendantem obozu zorganizowanego w Szkocji.

Na początek garść podstawowych informacji. Jaką formę miał obóz i kim byli jego uczestnicy?

Był to wędrowny obóz zagraniczny namiestnictwa wędrowniczego mojego hufca, czyli hufca Konin. Namiestnictwo liczy 4 jednostki, natomiast w obozie wzięły udział 3 drużyny: 13 Konińska Drużyna Wędrownicza Wadery, 24 KDW Feniks o brzasku i 99 KDW Chimery. Uczestnicy obozu byli z tych trzech drużyn. Odbył się on w terminie 8-15 sierpnia tego roku.

Był to typowy obóz wędrowny czy mieliście jedną stałą bazę?

Forma wyglądała tak, że mieliśmy w sumie dwie stałe bazy. W pierwszym miejscu spaliśmy 2 noce, a w pozostałe na drugiej bazie. Był on właściwie półwędrowny, bo był nastawiony nie na wędrówki górskie sensu stricto, tylko bardziej na poznanie Szkocji jako takiej. Oczywiście, w trakcie obozu były także typowe górskie wędrówki. Ograniczyliśmy się do dwóch miejsc noclegowych, z czego jedno było taką typową bazą obozową, gdzie szkoccy skauci normalnie organizują swoje obozy, wyjazdy itd.

Czyli był to odpowiednik naszych polskich baz obozowych. Jak ją oceniasz?

Baza była bardzo fajnie wyposażona. Jakby się chciało, to można z niej właściwie nie wychodzić. Były tam dostępne kajaki, rowery, ścianka wspinaczkowa, stodoła, w której można zorganizować koncert. Miejsce samo w sobie oferowało bardzo dużo!

Ale cofnijmy się do procesu planowania – skąd wziął się pomysł na obóz zagraniczny, i to akurat w Szkocji?

W 2019 pojawiła się na Wędrowniczej Watrze możliwość zorganizowania własnego obozu

To było tak – my w 2019 roku byliśmy na pierwszym naszym obozie jako namiestnictwo, bo wcześniej zawsze jeździliśmy na Wędrowniczą Watrę. Ciężko byłoby jechać i na WW, i na obozy drużyn, a jeszcze do tego na obóz stricto wędrowniczy. W 2019 pojawiła się możliwość niejechania na trasę, a zorganizowania własnego obozu. No i wtedy po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na formę zagraniczną – razem rzuciliśmy się na głęboką wodę i zorganizowaliśmy obóz w Słowenii, który został bardzo pozytywnie przyjęty przez wędrowników. W 2020 postanowiliśmy kontynuować pomysł obozu za granicą, ale wszyscy wiemy, co stało się w tamtym roku. Pandemia totalnie zablokowała nam możliwość obozu zagranicznego i to przesuwało nam go przez dwa lata.

A odpowiadając na pytanie: Szkocja została wybrana na drodze demokratycznej – na początku każdy zgłaszał propozycje swoich krajów. Później nastąpił konkurs – były ćwierćfinały, półfinały, finał… Po prostu po kolei odpadały różne kraje. Szkocja wygrała jako miejsce docelowe – nie było żadnego konkretnego powodu.

Ważne, żeby wspomnieć o jednej kwestii – dowiedziałem się, że środowiska z hufca Poznań-Śródmieście Siódemka jeżdżą na obozy zagraniczne przy wsparciu projektu Erasmus+. W ramach tego programu, nie tylko studenci, ale też różne organizacje pozarządowe mogą jechać na wymianę młodzieżową. Jak się o tym dowiedziałem, to postanowiłem, że my też spróbujemy się tam zgłosić.

A więc mieliśmy już destynację! Jako że jest to wymiana, to musieliśmy mieć kogoś po drugiej stronie. Udało nam się znaleźć drużynę z Old Kilpatrick – to jest taka mała mieścina pod Glasgow. Tam znaleźliśmy ekipę, oni się zgodzili, że chcą wziąć udział z nami w projekcie. Finalnie udało nam się pojechać w 2022 roku, kiedy pandemia już nas nie blokowała.

Na czym polegała wymiana z drużyną szkocką?

W Szkocji dużo kręcono Harry’ego Pottera, a mamy w drużynie dużo jego fanów

Co prawda, nazywa się to wymiana, ale polega na tym, że tylko jedna strona jedzie do drugiej. To my jechaliśmy do nich, ale tworzyliśmy cały program wspólnie. Stworzyliśmy jego ramy, które zawierały miejsca, na których szczególnie nam zależało, m.in. Edynburg, jezioro Loch Ness, fajny szlak górski. W Szkocji dużo kręcono Harry’ego Pottera, a mamy w drużynie dużo jego fanów. Oni przez pryzmat swojej wiedzy na temat tego, co jesteśmy w stanie zrobić, a czego nie, zmodyfikowali nam plany, żeby się one udały. Pierwotnie chcieliśmy spędzimy tylko część wyjazdu wspólnie, ale wyszło tak, że od momentu odebrania nas z lotniska podróżowaliśmy wspólnie.

Jak wyglądał program waszego obozu i jego planowanie w porównaniu z tym, jak wygląda planowanie typowego obozu w Polsce?

Plus jest taki, że jedziemy jako namiestnictwo, więc mamy więcej ludzi do dyspozycji, niż w przypadku drużyny. Przy podziale zadań mieliśmy do dyspozycji przynajmniej 30 osób. Całość tworzyliśmy podzieleni na grupy, czyli mieliśmy zespół od programu, organizacji, logistyki, finansów, transportu i ja jako szef spinałem to wszystko. Każda działka miała swojego szefa, którym był najczęściej drużynowym, nikt inny się im nie wcinał – jeżeli byłeś od transportu, to zajmowałeś się ogarnianiem samolotów, pociągów, autobusów na miejscu, ale nie odpowiadałeś w żaden sposób za resztę. Najważniejszy był program – ekipa programowa budowała go na początku, a dopiero reszta dobudowywała, poszukiwała noclegów itd.

Tworzenie programu obozu zagranicznego a tworzenie programu obozu stacjonarnego, czy wędrowniczego w Polsce, niczym się nie różni. Stawiamy sobie cele, określamy to, na czym nam zależy, co chcemy zrealizować i dobieramy do tego narzędzia, następnie harmonogram. Jedyna różnica jest taka, że tworząc taki program, musicie poświęcić więcej czasu na przeglądanie zagranicznych stron, żeby w miarę to wszystko spiąć. Stanowi to troszkę większe wyzwanie pod kątem organizacyjno-logistycznym, no bo nie zadzwonisz ot tak sobie do hotelu w Anglii, albo nie zabukujesz sobie na stronie PKP, tylko musisz włożyć więcej czasu i energii w poszukiwanie odpowiedników PKP, e-podróżnika czy tego typu narzędzi. Różnica nie jest na tyle duża, żebym powiedział, że to jest n razy wyższy poziom. Nie, zupełnie nie.

My w 2019 rzuciliśmy się na głęboką wodę – od razu zorganizowaliśmy obóz za granicą – i wszystko się super spięło. Nie było to tak duże wyzwanie, jakby mogło się wydawać – nie różni się to tak bardzo od organizowania obozu w Bieszczadach czy w Beskidach.

Nie mieliście problemu z barierą językową?

I tak, i nie. Natywnym językiem Szkotów jest angielski, ale jednak ich akcent stanowi wyzwanie. Część z nich mówiła naprawdę spoko angielskim, ale część z nich mówiła takim szkockim angielskim – oni coś mówili do nas, a my kompletnie nie wiedzieliśmy, co oni właśnie powiedzieli, ale nie było to aż tak wielkie wyzwanie, bo jednak mieliśmy do czynienia z native speakerami.

Czy w toku poznawania się, wspólnego programu i wspólnych aktywności czuliście, że was, jako harcerzy z Polski i ich, szkockich skautów, coś łączy? Macie podobne harcerskie nawyki czy wasze spojrzenia na skauting zupełnie się rozchodziły?

Większość zagranicznych organizacji skautowych o wiele luźniej podchodzi do idei wychowania

Znowu – i tak, i nie. Były elementy, gdzie czuliśmy, że jednak jesteśmy organizacją skautową – i my, i oni. Ale były też elementy, które różnią nas jako harcerzy od wszystkich innych krajów skautowych. Widzę to też z własnego doświadczenia iluś spotkań z przedstawicielami organizacji z innych krajów, że jednak nasze harcerstwo jest o wiele bardziej formalne, zarówno pod kątem obrzędowości, stroju, regulaminu, całego takiego instruktorstwa, jak mamy działać. A większość zagranicznych organizacji o wiele luźniej podchodzi do całej idei wychowania, jak i po prostu do stylu pracy w trakcie wyjazdów.

Były też rzeczy, które u nich były bardziej restrykcyjne niż u nas, co powodowało problem logistyczno-noclegowy. U nas nie jest pożądane, ale nie ma problemu, kiedy pełnoletni śpią z niepełnoletnimi, jeśli to są uczestnicy. Zdarza się też koedukacja. A u nich był zakaz totalny spania w jednym miejscu dwóch płci, ale też pełnoletnich i niepełnoletnich, co w naszym przypadku, gdzie mamy wędrowników w wieku od 16 do 21 roku życia, jest trudne. To tak jakbyśmy kazali się naszej drużynie rozdzielić na pół, bo tak wymagają od nas przepisy.

Co dla ciebie jest największym wyzwaniem podczas organizacji takiego obozu?

Dla mnie największe wyzwanie w przypadku obozu zagranicznego to jest część finansowa. W Polsce o wiele łatwiej nam przeliczyć ten obóz. Jeśli chodzi chociażby o ceny jedzenia, to wiemy mniej więcej, ile wydajemy na co dzień. Za granicą trochę inaczej to wygląda, bo musimy posprawdzać, ile takie produkty kosztują, żebyśmy byli w stanie oszacować czy 5 funtów na dzień to jest mało, czy dużo. Do tego dochodził fakt, że właśnie mieliśmy to dofinansowanie z Erasmusa. Kwota dofinansowania jest w euro, my to dostaliśmy w złotówkach, do Szkocji potrzebowaliśmy funtów. Mieliśmy przewalutowania, więc musieliśmy się też zastanowić, w którym momencie przewalutować, kiedy będziemy najlepszy moment, jak trzymać tę gotówkę itd. Część finansowa to jest największe wyzwanie, jeśli chodzi o obóz.

Masz jakieś rady dla osób, drużyn, które planują obóz zagraniczny i jest to dla nich nowe wyzwanie?

Decyzja o obozie za granicą musi być wspólna

Przede wszystkim, zastanowiłbym się, po co chcecie jechać za granicę – czy to ma być cel sam w sobie, żeby zwiedzić jakiś kraj, czy chcecie coś przy okazji zrobić. A jeżeli za granicę, to w jakiej formie – czy to ma być stricte za granicę, ale obóz w górach, nad jeziorami czy ma być to coś rodzaju city breaka. Państwo państwem, ale też warto się zastanowić, co w tym konkretnym państwie chcemy zrobić, bo też jednak mamy ograniczony czas. No i też, przede wszystkim, to musi pasować do ludzi, którzy tam jadą, bo to oni muszą chcieć tam jechać. Trzeba pamiętać, że nie może zadecydować drużynowy, przyboczny, zastępowy itd., tylko musi to być wspólna decyzja drużyny. Fajnie, jeśli chcecie pojechać na Słowację, ale co chcecie tam konkretnego robić? To musi być wspólna decyzja drużyny, bo to oni mają czuć się dobrze tam na miejscu. Chociażby, nie każdy może być w stanie fizycznie pojechać na taki typowy obóz wędrowny. Oni też mają mieć frajdę z tworzenia takiego obozu.

Później podział na zespoły i tutaj polecam podejście z dwóch stron. Z jednej strony wiadomo, że lepiej jest robić to, w czym się czujemy lepiej. Jeśli lepiej się czuję w programie, to lepiej, żebym robił program, niż siadał do finansów, w których się nie czuję. Z drugiej strony warto próbować wyjść z własnej strefy komfortu – skoro zawsze robię program i w tym czuję się dobrze, to może warto spróbować i nauczyć się czegoś nowego i ugryźć finanse? Można albo usiąść do czegoś, w czym czujemy się dobrze, dzięki czemu tworzenie obozu będzie dla nas frajdą, albo czegoś, co będzie dla nas dodatkowym elementem rozwoju. A przecież organizacja obozu ma być dla nas okazją do rozwoju w różnego typu projektowych działkach, w których wcześniej nie mieliśmy się rozwijać.

Starajmy się jak najbardziej poznać kraj, do którego przyjechaliśmy

Kolejnym elementem jest dobranie programu pod nas. Musimy zadecydować nie tylko o głównej formie obozu, czy wędrowny czy stacjonarny, ale co dokładnie my chcemy tam zrobić? Po pierwsze, musimy pamiętać, że na takim obozie wędrownym, chcąc nie chcąc, nie wciśniemy nie wiadomo ile programu – wędrówka trwa ileś godzin, później trzeba przygotować posiłek. Zanim znajdziemy chwilę na czas wolny i zajęcia, to trochę minie. Warto patrzeć na to realnie. Starajmy się jak najbardziej poznać kraj, do którego przyjechaliśmy. Nie tylko z punktu widzenia krajoznawczego, ale też jego kulturę, historię, gastronomię. Spróbować zrozumieć ten kraj i popatrzeć na niego oczami jego mieszkańców. Staraliśmy się zrobić to podczas tych dwóch obozów – nie tylko odhaczyć jak najwięcej punktów z listy, ale zobaczyć odwiedzane miejsce z różnych perspektyw.

Czy masz jakieś tipy? Proste rady, którymi można uprościć sobie organizację obozu.

Po pierwsze, na jedzeniu zawsze najłatwiej uciąć koszty. Nie chodzi o to, żeby głodować! Chociażby kupowanie produktów i wspólne gotowanie bardzo przycina budżet na jedzenie. Najdroższym elementem jest transport za granicę, więc warto rozważyć, jakie tam są opcje lotów czy może dojechać pociągiem albo autobusem. Warto posiedzieć nad tym dłużej, bo czasem różnica w kosztach może być bardzo duża, dzięki czemu możemy przy okazji zaoszczędzić.

Bardzo ważne, jadąc do kraju z inną walutą – i nie ma znaczenia czy to euro, funty, korony – jest to żebyśmy zawsze mieli zapas pieniędzy. A nuż przewalutowanie nas zaskoczy, bo waluta zmieni wartość w stosunku do złotówki. Poza tym za granicą bardzo często mogą wyskoczyć jakieś nieprzewidziane koszty. Obowiązkowo robiąc obóz zagraniczny, trzeba uwzględnić dodatkowe pieniądze w budżecie na sytuacje nieprzewidywalne.

Mieliście jakiś taki krytyczny moment, w którym coś organizacyjnie zawiodło zupełnie albo musieliście się wspinać na wyżyny swojej kreatywności i coś wymyślać?

Na szczęście w tym roku nie. Był taki jeden moment… Dużo podróżowaliśmy wynajętym autokarem i zdarzyło się tak, że nagle okazało się, że był wypadek na autostradzie przed nami i zrobiły się wielkie korki. My mieliśmy być na styk na miejscu, bo kierowca autobusu musi odpoczywać. I nagle, zamiast jechać 3 godziny, wracaliśmy prawie 7, i nie mieliśmy nawet czasu na przerwy. To nie była jakaś bardzo awaryjna rzecz, ale sprawiła dyskomfort uczestnikom, bo nawet nie mieli czasu na toaletę.

Nurtuje mnie jedna myśl – jak wam się udało zorganizować ogniska czy zwykłe śpiewanki ze szkockimi skautami? Oni słuchali, jak śpiewaliście po polsku czy godziliście to jakoś?

Mieliśmy jeden taki wieczór, który był taki typowo, obrzędowo harcerski – ognisko, mundury, śpiewanki itd. Miało być tak, że trochę my mieliśmy śpiewać, trochę oni, ale u nich aż takiego zwyczaju nie ma, więc wprost powiedzieli, że oni wolą posłuchać naszych piosenek, ale oczywiście parę swoich też zaśpiewali. Próbowaliśmy ichniejszych pląsów. Pamiętam, że podczas jednej piosenki staraliśmy się napisać im fonetyczną transkrypcję na angielski, żeby mogli to wymawiać z nami. Jednej osobie naprawdę całkiem nieźle poszło zaśpiewanie tego!

 

Przeczytaj też:

Katarzyna Lesiak - w ZHP od ponad 5 lat drużynowa 9 RDH „Włóczykije”. Ciekawi ją kultura Rosji i wschodu, inspiruje duchowość człowieka. Często szuka drugiego, a nawet trzeciego dna. Czyta wszystko, co wpadnie jej w ręce, ale nie zawsze do końca. Nic, co harcerskie, nie jest jej obce.