Wychowam swojego następcę

Instruktorski Trop / Marta Włodarczyk-Rybacka / 24.11.2022

Problem rozpadających się jednostek, spowodowany brakiem następców dotyka w szczególności mniejsze ośrodki, jednak nie jest też obcy jednostkom w większych miastach. W jaki sposób znaleźć zaufaną osobę, która przejmie po nas obowiązki?

Wychowanie następcy powinno być naturalnym procesem. W końcu każdy instruktor mówi o tym składając zobowiązanie. Sposoby na to, jak to zrobić, są jednak różne. Jakie? Pochylmy się więc nad trzema z nich.

Ale ja jestem wybrańcem (Harry Potter, w piątej części serii)

Zacznijmy od hipotetycznej sytuacji, że w przyjętym przez drużynę modelu wybiera się jednego następcę. Podświadomie inni członkowie drużyny mają świadomość, że to właśnie ta osoba od początku jest przygotowywana do objęcia funkcji drużynowego. Kieruje zespołami przy zadaniach, często organizuje zbiórki, czasem nawet (sic!) przesiaduje z kadrą, ustalając szczegóły kolejnych działań. Jakie są plusy takiego modelu? Po pierwsze – kandydat na drużynowego jest prawie od początku świadom swojej roli, a jeżeli go dobrze poprowadzimy, nie będzie tym faktem przerażony. Po drugie – będzie dobrze wyszkolony, gdyż będzie nam zależało na tym, aby był dobrze przygotowany.

Są jednak i minusy takiego modelu. Jeżeli założymy, że tylko on z racji pełnienia funkcji wychowawczej zostanie instruktorem, to na kilka lat zablokujemy sobie możliwość rozwoju doświadczonej kadry, która będzie mogła przejąć odpowiedzialność za harcerzy np. podczas wyjazdu. Ponadto, jeżeli nasz podopieczny zmieni plany życiowe np. postanowi wyjechać na studia na drugi koniec kraju, być może konieczne będzie rozpoczynanie całego procesu od nowa. Nie zawsze drużynowy ma na to czas, bo i jego plany życiowe mogą w tej danej chwili ulec zmianie.

Dzikie koty? GRAJĄ RAZEM! (High School Musical)

Musimy pamiętać, że nie wszyscy są stworzeni do roli wychowawców

Zdarzyło mi się też zaobserwować sytuacje, w której do przejęcia drużyny przygotowywany był cały zastęp. Wiadomo – jedna osoba zostanie drużynowym, reszta to będą jej przyszli przyboczni. Najczęściej był to najstarszy, najbardziej zaawansowany zastęp z całej drużyny, przy czym sytuacja ta miała miejsce raczej w drużynach wielopoziomowych. Jeśli miałabym spojrzeć na plus takiego rozwiązania, to potencjalnie widzę dwa – to, że duża ekipa do przejęcia drużyny to potencjalnie dużo wychowawców, oraz że są oni naprawdę zgrani. Jest w tym jednak też pewna pułapka – pojawia się ogromna presja na to, by zastęp wybrany pozostał jednością. Wszelakie konflikty, które mogą zdarzyć się w nawet najlepszej ekipie, są albo traktowane jako błahostka, albo wyolbrzymiane do rozmiarów góry lodowej. Musimy też pamiętać, że nie wszyscy są stworzeni do roli wychowawców. I to jest okej. Przebywanie w tak przygotowywanym zastępie dla takich osób może być wyjątkowo ciężkie – podczas gdy ich przyjaciele ekscytują się wymyślaniem kolejnego biwaku, oni tego nie czują i woleliby np. zmajstrować coś przy pionierce. Z czasem, z sześcioosobowego zastępu i tak zostaną tylko najwytrwalsi. A inni członkowie drużyny? Prawie od razu mają wysłany komunikat, że ten typ rozwoju jest dla nich zablokowany. Czy to dobrze, czy źle, oceńcie sobie sami.

Drużyna to zawsze coś więcej niż suma jednostek (Michael Phelps)

Ostatni model, z którym się spotkałam, to kilku przybocznych dobranych na podstawie ich zaangażowania i umiejętności. Zrzeszeni w Radzie Drużyny, są wsparciem i podporą dla drużynowego. W takim układzie możliwe jest między innymi rozłożenie zadań – jedna osoba skupia się np. na sprawach finansowych, inna na organizacyjno-administracyjnych. Oczywiście, jest to tak ułożone, że w sytuacji awaryjnej przyboczni są w stanie się nawzajem zastąpić. W sytuacji, w której między przybocznymi występuje różnica w stażu na funkcji, Ci bardziej doświadczeni mogą dokształcać samoistnie tych młodszych. Wśród grupy tej przez większość czasu nie jest powiedziane, kto zostanie drużynowym. Daje nam to możliwość dokładnej obserwacji kandydatów, a dla nich jest motywujące i prowadzi (a przynajmniej powinno) do zdrowej samorealizacji. Natomiast w przypadku zmiany planów życiowych jednego z nich, pozostali wciąż pracują na rzecz drużyny. Należy jednak wziąć pod uwagę, iż jest to grupa, która do momentu mianowania nie współpracowała ze sobą, bo np. byli z różnych zastępów. Tym samym ich współpraca może być utrudniona.

Jaki model to ten właściwy?

Wszystko zależy od okoliczności, warunków i możliwości

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Wszystko zależy od okoliczności, warunków i możliwości danej jednostki. Czasem, np. ze względu na liczebność drużyny, będziemy skazani na model z jednym przybocznym, innym razem skorzystamy z tego, że jeden z zastępów chodzi jak naoliwiona maszyna. Najważniejszym jest zdawać sobie sprawę z konsekwencji wyboru poszczególnych modeli.

 

Przeczytaj też:

Marta Włodarczyk-Rybacka - nauczycielka historii, archiwistka, bibliotekarka. W Hufcu ZHP Poznań – Wilda jest przewodniczącą Komisji Historycznej, ponadto działa w wielu komisjach zajmujących się pracą z bohaterem. Fanatyczka tego tematu. W wolnym czasie dusza artystyczna i książkoholiczka. Niepoprawna idealistka.