Zakwitła sakura
Polskę i Japonię dzieli osiem stref czasowych oraz 8,5 tysiąca kilometrów. To bardzo niewiele jak na dwa tak różne światy
Wiosna do Japonii wkracza już w lutym, wtedy na Okinawie – najbardziej wysuniętej na południe dużej wyspie – zaczynają kwitnąć pierwsze kwiaty wiśni sakura. Wraz z wyższymi temperaturami ku północy wędruje sakura-zensen – tzw. front kwitnienia wiśni. Zazwyczaj pod koniec marca ukwiecają się jednocześnie dawna i obecna stolica Japonii, czyli Kioto i Tokio. W maju kwiecisty front dociera na Hokkaido, wyspę zamykającą od północy japońską część archipelagu.
W Japonii hanami – oglądanie kwiatów jest wielowiekową tradycją. Wiosną parki, świątynie buddyjskie i chramy shinto zapełniają się Japończykami, którzy urządzają pikniki na trawie, często przy dźwiękach tradycyjnej muzyki, sushi i zielonej herbacie. Te ostatnie elementy nie są jednak aż tak istotne. Najważniejsze, by być jak najbliżej kwiatów sakury.
Dwa ostatnie tygodnie marca 2018 roku spędziłem na Honsiu, największej i zarazem głównej wyspie Japonii. Przemierzałem metropolię tokijską, zamieszkaną przez ponad 38 mln ludzi, której końca nie widać nawet z najwyższych wieżowców – zwarta zabudowa ciągnie się aż za horyzont. Szczęśliwym trafem akurat sezon kwitnięcia sakury był w pełni. Zgodnie z przewidywaniami wielu Japończyków zmierzało do licznych miejskich parków, by w nich, tak jak ich przodkowie, podziwiać biało-różowe płatki kwiatów wiśni.
Niezależnie od pogody w każdym parku – zachodnim Yoyogi, północnym Ueno, niewielkim Shibia czy wreszcie ogrodzie narodowym Shijuku (z biletowanym wstępem) panował wiśniowy szał. Z każdej stron błyski fleszy, szerokie uśmiechy, pozujących przy kwiecistych girlandach, uczestników hanami. Dosłownie każda osoba obowiązkowo musiała mieć zdjęcie samych kwiatów, ale jeszcze ważniejsze była fotografia z nimi. Konfiguracje były przeróżne – ujęcia grupowe, pojedyncze, selfie komórką czy ze specjalnego mini-drona! Prawdziwy kwiecisto-technologiczno-kompozycyjny szał!
Oczywiście na czas pracy migawek fotograficznych z twarzy znikały wszechobecne maseczki higieniczne. Niektórzy mieli je specjalne, okolicznościowe – różowe lub z nadrukowanym kwieciem japońskich wiśni. Zachwytom wzrokowym towarzyszyły kulinarne – na licznych stoiskach zgłodniali kupowali okolicznościowe mochi – ciasteczka z mąki ryżowej barwione, a jakże, na różowo. Inni sprzedawcy oferowali z kolei dango – podobne do mochi, kluski na ciepło pieczone nad sztucznym ogniskiem. Próbowałem i jednego i drugiego. Delikatnie mówiąc ich smak jest… ciekawy. Z kolei fantazyjnie powyginane japońskie sosny, wyglądające niczym drzewka bonsai w skali makro, znacznie bardziej przypadły mi do gustu niż kwiaty sakury. To już jednak kwestia indywidualnych upodobań.
Nie tylko sakura
Japonia sama w sobie robi wrażenie zupełnie innej planety, zamieszkanej przez innych ludzi, z inną kulturą, niezrozumiałym językiem i odmiennymi obyczajami. Kraj Kwitnącej Wiśni zaskakuje przyrodą, architekturą i podejściem do obcych. Z każdej strony doświadczałem tam życzliwości i uprzejmości na niespotykanym poziomie. Co zaskakujące, Japończycy wyjątkowo źle posługują się językiem angielskim, co w żadnym stopniu nie umniejsza ich życzliwości. Z kolei kilka zwrotów po japońsku, które przyswoiłem przed wylotem, budziło w nich nieopisane wręcz uczucie zadowolenia na poły z uznaniem. Sieci sklepów i lokali samoobsługowych, obrazkowe menu w lokalach czy wręcz woskowe modele potraw przed nimi umożliwiają przeżycie turystom w Japonii nawet bez znajomości języków obcych.
Ogromne wrażenie wywiera japońska infrastruktura transportowa, szczególnie rozbudowana w stolicy. 13 linii metra, sieć pociągów podmiejskich i dalekobieżnych, pociągi jednoszynowe jeżdżące wysoko nad ziemią na specjalnych wiaduktach, połączenia autobusowe i autostrady na estakadach łączących całe Tokio razem sprawiają, że przez tydzień pobytu nie zauważyłem ani jednego większego korka ulicznego. Do tego dochodzi sieć superekspresów Shinkansen, umożliwiających podróżowanie po całym kraju koleją z prędkością dochodzącą do 300 km/h. Z taką prędkością trasę z Warszawy do Krakowa można by pokonać w nieco ponad godzinę.
Tokio zapiera dech swoim ogromem. Różnorodność dzielnic, z których każda ma co innego do zaoferowania, porządkuje tkankę miejską, której istotnymi elementami są liczne parki. Największy na świecie targ rybny Tsukiji jest miejscem, którego nie można pominąć. Różnorodność ryb i wszelakich owoców morza przyprawia o zawrót głowy, na stoiskach piętrzą się krewetki, ośmiornice, kraby, ogromne tuńczyki czy – nawet nieznanego mi pochodzenia – oczy wielkości piłek tenisowych.
A gdyby tak…
Podróż do Japonii jest niebywałym doświadczeniem, które może być zapamiętane jako podróż życia. Wbrew pozorom nie jest to tak trudne przedsięwzięcie, jak mogłoby się wydawać. Znacznie bardzie wymagające może być pozyskanie funduszy na sfinansowanie takiej wyprawy.
A gdyby postawić przed drużyną wyzwanie – w przyszłym roku lecimy do Japonii? Wyłącznie od was będzie zależeć czy mu sprostacie. Im zadanie trudniejsze, tym większa satysfakcja z jego realizacji.
Przeczytaj też:
Andrzej Skwarczyński - namiestnik wędrowniczy w hufcu Warszawa-Wola. Lubi podróże, szczególnie rowerowe. Poza tym przyjemność sprawia mu ręczne pisanie i głaskanie kotów.