Drugi raz Primus Inter Pares

Na Tropie Środowisk / Radosław Rosiejka / 30.09.2022

Wyróżniają ich ręcznie szyte naramienniki wędrownicze oraz wyróżnienie tytułem Primus Inter Pares po raz drugi w ich historii. 48 Drużyna Wędrownicza Północ im. Sophie Scholl z Andrychowa inspiruje do działania i podejścia do służby.

Połączyłem się z nimi za pomocą Teamsów, które mamy w ramach pakietu Office 360 w ZHP. Wiedziałem, że będzie cała drużyna, ale nie spodziewałem się, że zobaczę ich w tipi! Siedziałem w pokoju, oni w namiocie ponad 300 km ode mnie.

To ich harcówka – może nie idealna, ale ich własna. Tipi zabierają nawet na obozy, choć nie jest to łatwe. Aktualnie namiot rozpostarty na 6,5-metrowych tyczkach stoi w kolejnym miejscu – zmieniają się drewniane elementy, a płachta cały czas jest ta sama. Co ważne, to jest całoroczna harcówka, bo w środku można rozpalić ognisko. Tym razem zamiast ogniska, na środku tipi był telefon z włączonymi Teamsami, a dookoła niego wędrownicy gotowi na udzielanie odpowiedzi.

Nadal będziemy się tak samo starać i pracować

Pytanie na początek, które zadajemy chyba wszystkim w takich wywiadach. Myślę, że nie może go zabraknąć. Jak to jest być Primus Inter Pares?

Ula: Fajnie jest zostać wyróżnionym tym tytułem. Jednak myślę, że to wiele nie zmienia. Nadal będziemy się tak samo starać i pracować, tak jakbyśmy nie byli Primus Inter Pares.

Weronika: Dla mnie akurat to było bardzo ważne i chciałam zostać wyróżniona tym tytułem, choć Ina powiedziała, że już raz otrzymaliśmy Primus Inter Pares, więc drugi raz się to raczej nie wydarzy. Gdy go odbieraliśmy poczułam dumę i poczucie, że jesteśmy częścią czegoś większego. Jako dziecko z dużym podziwem patrzyłam na Północ z Primusem. Teraz z tyłu głowy mam to, że gdzieś w Polsce może być wędrownik – albo nawet harcerz w naszym środowisku – patrzący na nas, tak jak ja na Północ 6 lat temu.

Nikola: Teraz wszyscy może będą się wypierać, ale gdy stałam przy Watrze, byłam dumna, że to my zostaliśmy wyróżnieni tytułem Primus Inter Pares. I jakaś łezka w oku też się zakręciła.

Przemek: Poczuliśmy jakąś więź ze Stuparo, którą trudno opisać. Ja aż miałem ochotę założyć ich kaczuszkę na chustę.

Czy jest coś w innych drużynach, co was inspiruje lub motywuje do działania?

Ina: Czasami na zajęciach na Watrze spotykam wędrowników, którzy opowiadają o swoich działaniach w środowisku. Wtedy we mnie pojawia się myśl, że może warto tego spróbować u nas, bo może też to zadziała. To są te chwile, które mnie inspirują.

Weronika: mnie urzeka Krzemień z Gniezna – często są razem na zajęciach, śpiewankach, razem działają i widać, że są jedną drużyną. Mam też tak, że trudno mi być na zajęciach watrowych i nie spotkać tam kogoś z Krzemienia. Wydaje mi się, że oni zawsze wszystko wiedzą i potrafią, a gdy kiedyś mi ktoś pomógł na Watrze, to akurat był to chłopak z tej drużyny. Brakowało mi ich w tym roku.

Dobra drużyna wędrownicza to nie taka, która ma samo pasmo sukcesów

Ina: Faktycznie Krzemień był dla mnie niekwestionowanym Primus Inter Pares. Gdy w 2019 roku otrzymywali ten tytuł, nie miałam żadnych wątpliwości, że na niego zasługują. Gdy później przekazywali Primusa również czułam, że utrzymali swój poziom. Uważam ich za taką wzorcową drużynę wędrowniczą. To mnie bardzo buduje, bo w swojej historii mieli też trudne momenty, jak w 2013 roku, kiedy ich wędrownicy jechali razem z nami w jednym patrolu na Wędrowniczą Watrę. To przykład tego, że dobra drużyna wędrownicza to nie taka, która ma samo pasmo sukcesów, ale może mieć gorszy czas, po którym wstanie – jak Feniks z popiołu – i będzie robić świetne rzeczy.

Jak już jesteśmy przy inspirujących drużynach to chcę powiedzieć, że mnie inspirują wędrownicy z naszego hufca – 7 Wodna Drużyna Wędrownicza Horyzont z Hufca Andrychów. Mają rewelacyjne i ciekawe pomysły na zbiórki – takie na czasie, dla wędrowników – i potrafią to pięknie pokazywać w Social Mediach. To jest inspiracja z naszego własnego podwórka.

Czy jest coś, co Wam przeszkadza w wędrownictwie 2022 roku albo w Wędrowniczej Watrze?

Przemek: myślę, że poziom zajęć na Wędrowniczej Watrze, był dużo niższy, niż kiedykolwiek. Mówię to jako ktoś, kto był na tym zlocie już piąty raz.

Ina: Ja natomiast myślę, że po prostu poziom Przemka wzrósł. Z mojej perspektywy zawsze było tak, że w przypadku zajęć prowadzonych przez patrole jedna trzecia z nich jest inspirująca, ciekawa i dobrze przygotowana, a pozostałe nie. Jeździmy na Watry w całkiem dużym składzie, chodzimy celowo na różne zajęcia i chyba nie możemy mieć aż takiego pecha, że trafiamy na te kilka słabych. Dwie trzecie zajęć, na które trafiamy, nie wynika z pasji czy zainteresowań prowadzącego, ale z tego, że akurat tematyka jest modna. Można trafić na wybitne zajęcia wędrownicze, ale wiele nie jest przygotowana na poziomie wędrowniczym. Chcę jednocześnie podkreślić, że zajęcia eksperckie, instruktorskie były w tym roku na naprawdę wysokim poziomie.

Odpowiadając na pytanie, to boli mnie, że wędrownicy nie widzą potrzeby służby i nadal mamy złe pojęcie o ciągłej służbie. Są środowiska, dla których stanie z puszką Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jest służbą, a to nie do końca jest służba na poziomie wędrowniczym. A przecież to służba jest kwintesencją wędrownictwa i warto o niej myśleć.

Są też pozytywne rzeczy. Uważam, że wędrownicy coraz lepiej i mądrzej przyjmują adekwatne postawy – rzadko słychać nieodpowiednie piosenki przy Watrze. W ogóle, na lepsze zmienia się podejście do samego ognia Watry, do wart przy niej. Jak sobie przypomnę Wędrowniczą Watrę w 2011 roku to tam dla wielu patroli warta przy Watrze to była niemal kara! W tym roku można było zobaczyć całe drużyny przy Watrze.

Magda: Dla mnie wspólne gotowanie drużyną jest bardzo ważne, bo przekłada się na wiele innych rzeczy – rozwija i tworzy atmosferę. Niestety na imprezach wędrowniczych można zobaczyć dużo opakowań po zupkach chińskich czy przywiezionych fast-foodach. To jest pójście na łatwiznę.

Powiedzcie jak wygląda wasza praca śródroczna.

Ula: Rzadko się słyszy o pracy zastępami, a my akurat tak pracujemy, jeśli chodzi o naszą służbę. Każdy zastęp odpowiada za konkretną służbę, ale to nie znaczy, że nie wspieramy się wzajemnie między zastępami.

Magda: Służba realizowana przez zastęp daje większe poczucie satysfakcji. Wydaje mi się, że jedna służba na drużynę sprawia, że pojedynczy wędrownik ma mniejsze poczucie wpływu na jej wynik – znika poczucie sprawczości. Służba w zastępie buduje w nim większą więź, bo trzeba polegać na sobie.

Ina: Obecnie mam 3 zastępy, więc i 3 służby – jadłodzielnia, współpraca z fundacją Tęczowy Kocyk oraz współpraca z Fundacją Ekotyci. A oprócz tego Północ jest kadrą gromady zuchowej i drużyny harcerskiej w naszym szczepie.

W przypadku Tęczowego Kocyka służba polega na szyciu rożków dla zmarłych przedwcześnie urodzonych noworodków, żeby ich rodzice mogli godnie pożegnać. Taki kolorowy kocyk jest kojącym widokiem dla rodziców, niż instrumentalne potraktowanie ciała ich maleństwa. Trzeci zastęp współpracuje z Fundacją Ekotyci, szyjąc pieluszki wielorazowe dla wcześniaków, ponieważ zwykłe pampersy zakrywają połowę dziecka.

Ile czasu zajmuje wam służba?

Ina: Nie da się tego tak policzyć. Wiedz, że nie jest tak, że my nie robimy nic poza służbą. To jest czas dodatkowy, a naszym celem nie jest, żeby było czegoś dużo, ale stale. Poza tym jadłodzielnia przez większość czasu kręci się sama. Oczywiście są momenty, jak święta, gdzie jest więcej pracy i wtedy właśnie chłopakom pomaga cała drużyny. Wtedy trochę się poświęca czas z rodziną na rzecz jadłodzielni, ale staramy się pozostawać w równowadze. Pamiętam, jak raz nam zabrakło miejsca w lodówkach i musieliśmy szybko rozwozić jedzenie, żeby się nie zepsuło.

Żaden szpital nie przyjmie jakichś rzeczy od pierwszej lepszej drużyny wędrowniczej

Służba dziewczyn jest trochę bardziej skokowa niż jadłodzielnia. Po prostu przychodzą materiały z fundacji i dziewczyny umawiają się na szycie, a później odsyłają rzeczy fundacjom. Co ważne, żaden szpital nie przyjmie jakichś rzeczy od pierwszej lepszej drużyny wędrowniczej, a te fundacje współpracują z wieloma placówkami i znają ich aktualne potrzeby.

To jest bardzo dobre podejście. Często mówimy, że dobra służba powinna być stała i odpowiadać na potrzeby, co jednocześnie może sprawiać wrażenie, że rozpoczęcie takiej służby jest bardzo trudne. Jak wyglądał początek waszej służby?

Założeniem jadłodzielni nie jest przekazywanie jedzenia potrzebującym – od tego są instytucje

Ina: Szukaliśmy służby w Andrychowie i pobliskim Wieprzu, a finał tego był taki, że zaproszono nas do sprzątania magazynu… Stwierdziliśmy wtedy, że w czasach Internetu lokalne środowisko może się trochę rozrosnąć. Tym sposobem trafiłam na ogłoszenie, że fundacja szuka ludzi do szycia.

Ania: Ja specjalnie kupiłam później maszynę do szycia i nauczyłam się z niej korzystać.

Mateusz: Założeniem jadłodzielni jest niewyrzucanie jedzenia, a nie przekazywanie go potrzebującym. Od tego drugiego są instytucje i organizacje, które się na tym znają i my nie zastąpimy MOPS-u. Jednak istotna dla nas jest, zgodnie ze zrównoważonymi celami ONZ, racjonalna konsumpcja.

Ania: Mieliśmy taki rok, w którym co miesiąc wprowadzaliśmy w swoich domach nowy ekologiczny nawyk. I akurat w grudniu doszliśmy do wniosku, że marnuje się bardzo dużo jedzenia i stąd pomysł na jadłodzielnię.

Matusz: W przypadku jadłodzielni ona powstała na bazie naszych rozmów o niemarnowaniu jedzenia oraz inspiracji aplikacją Too good to go. Ta nasza jadłodzielnia jest oddolna i dla mnie jest to bardzo ważne. Skierowaliśmy ją do lokalnych mieszkańców i teraz dostrzegam zmianę – ludzie korzystający z niej na początku teraz sami przynoszą jedzenie, którym chcą się dzielić. Nie chcieliśmy o tym szeroko mówić – na początku mieliśmy wiele trudności – a później okazało się to super inicjatywą, o której się mówi.

Rozmawiamy, gdy od dwóch tygodni obowiązują nowy system instrumentów metodycznych. Jak wygląda wasza praca?

Ina: Jak tylko się pojawiły nowe instrumenty, to się na nie przestawiliśmy. Wstyd byłoby tego nie zrobić, skoro jestem koordynatorem SIM w hufcu. W Północy przekonujemy się do sprawności, bo wcześniej stawialiśmy przede wszystkim na uprawnienia państwowe, takie jak ratownicze czy żeglarskie. Natomiast nie wprowadzam tropów, ponieważ pracując zastępami poniekąd je realizujemy. Tropy to dobre narzędzie dla drużyn z mniejszym doświadczeniem w służbie.

Jeszcze powiedzcie coś o obozie. Gdzie byliście i czy macie już plany na następne lato?

Ania: W tym roku byliśmy nad morzem, w pobliżu Kołobrzegu. Urzekła mnie kocia kawiarnia, którą odwiedziliśmy, a także spotkania z innymi harcerzami. Program tworzony był w oparciu o propozycję programową Watry. To był nasz obóz szczepu, ale jako drużyna wędrownicza mieliśmy swój program i wychodziliśmy na wędrówki.

Ina: Byli jak bumerang – wyrzucałam ich z obozu, a oni zawsze wracali! Jeśli pytasz o następny obóz, to trudno mi o nim mówić, bo dopiero to planujemy. Ponieważ tworzymy kadrę innych drużyn, będzie to pewnie obóz całego szczepu z osobnym programem. Po tegorocznej Wędrowniczej Watrze myślimy o pojechaniu znowu na Podlasie.

6 lat temu wyróżniono was pierwszy raz tytułem Primus Inter Pares. To bardzo dużo czasu i to pewnie jest zupełnie inna Północ niż wtedy? Co się u Was zmieniło przez te lata?

Większość obecnych wędrowników Północy jest w ZHP od dziecka

Przemek: Mamy tylko dwie osoby pamiętające Primus Inter Pares sześć lat temu. Przez te lata zmieniło się bardzo dużo. Wtedy nie działaliśmy w szczepie, więc ci ludzie dołączali do ZHP w liceum. Teraz jest zupełnie inaczej, bo mamy ciąg wychowawczy, a większość obecnych wędrowników Północy jest w ZHP od dziecka. Kolejna rzecz to praca zastępami i dojrzalsza służba – teraz jest zupełnie inny poziom.

Ina: Na pewno nie zmieniła się obrzędowość i nasze ręcznie wyszywane zielone naramienniki. Wyznajemy te same wartości i mamy to samo podejście do wspólnego działania. Radość z bycia wędrownikiem i duma z zielono-czarnej chusty też są takie same.

Z ciekawostek to jest to mój pierwszy tytuł Primus Inter Pares, jako drużynowej, choć niektórym wydaje się inaczej.

Tak jak na początku nie mogło zabraknąć pytania, które otrzymują wszyscy, tak na koniec też takie będzie. Czy macie jakieś rady dla innych wędrowników?

Przemek: Przykładajcie się do działania, nie marnujcie czasu na rzeczy nieistotne i nie zapominajcie o dobrowolności.

Nikola: Dbajcie o siebie, bo jeżeli wy nie zadbacie o siebie, to inni też tego nie zrobią.

Magda: Spróbujcie pracy zastępami. Nawet jeśli to nie będą duże zastępy i na początku nie będą wzorowo działać, to dajcie sobie czas na szukanie rozwiązań.

 

Przeczytaj też:

Radosław Rosiejka - instruktor Zespołu Wędrowniczego WWM GK ZHP, przez dwa lata drużynowy drużyny wędrowniczej w Hufcu "Piast" Poznań-Stare Miasto. Lubi jeździć na rowerze i słuchać muzyki, ale nie robi tego równocześnie.