Z pamiętnika Watrowicza

Julia Gierasmiuk / 03.09.2023

Kochany pamiętniczku, czas opowiedzieć jak było na Wędrowniczej Watrze 2023. Jak już odespałam, to mogę opowiedzieć wszystko ze szczegółami. A było to tak…

To już moja trzecia Watra, a druga jako ekipa redakcyjna, pierwsza jako przedstawicielka namiotu fakultatywnego i organizatorka obecności redakcji na zlocie. Jednym słowem, nabieram wprawy nie tylko w recenzowaniu tego sierpniowego zlotu, ale i w czerpaniu przyjemności z  samej imprezy, z której teoretycznie już wyrosłam (uściślając, wiek wędrowniczy mam za sobą, staram się działać jako akademiczka). Jak się bawiłam w HBO w Czernicy w przedostatnim tygodniu sierpnia?

Od przygotowań po pierwszy zachód

Ruch zaczął się w środę rano, kiedy zaczęły napływać pierwsze patrole

Z powodów technicznych przyjechałam dzień wcześniej. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to zapracowanie organizatorów, jak i kwaterki. Chyba byłam jedyną osobą tego dnia, która krzątała się po bazie, nic nie robiąc. Prawdziwy ruch zaczął się w środę rano, kiedy zaczęły napływać pierwsze patrole. Szczęśliwi ci, którzy zdążyli się umyć, a przede wszystkim przed panami z SOP-u, którzy musieli zabezpieczyć przyjazd prezydenta Andrzeja Dudy. Nasz tajny wywiad zdobył informację, że co najmniej jeden z policjantów odpowiadających za bezpieczeństwo był wodniakiem, więc kto wie – może nawet łezka w oku mu się zakręciła podczas śpiewania szant, przed przybyciem gości. Aby miło dopełnić dzień, można było wpaść na koncert Ranko Ukulele, gdzie uczestnicy zorganizowali pogo do Kluski, lub Trzech Majtków, by wprawić się w piracki nastrój…

…bo motywem przewodnim była woda

Nie da się ukryć, że to się udało – jak już pod koniec lało, to cała baza była jednym wielkim jeziorem, przez namiot planszówkowy płynęła rzeka, Akademicy ratowali swój sprzęt, jak i pomagali w interwencjach z prądem. Cała reszta tylko zastanawiała się, czy zatopiło im już namioty, czy jeszcze nie. Odkładając śmieszki na bok – faktycznie można było poczuć się wodniakiem i to bez granatowego munduru. Sternicy zapewniali wycieczki żaglówkami (niekiedy z atrakcjami), była wypożyczalnia kajaków, plaża z ratownikiem i strefą kąpielową, ale i tawerna morska. Wieczorami opowiadano tam morskie opowieści, przeplatano szantami i popijano herbatą. Majtkowie i wszyscy inni uczestnicy mogli zgłosić się po tatuaże z henny. Niejedna osoba wyszła z kotwicą czy sercem ze strzałą.

Zajęcia zajęciom nierówne, ale poziomem wszystkie wysokie

Nie da się jednak odmówić poziomu

Uważam, że ekspertów z zewnątrz było niewielu. Na pewno największą popularność zyskały warsztaty z tatuatorką (chociaż w sumie Iggy jest byłą akademiczką). Kojarzę jeszcze Teatr Zaboracy, Państwową Inspekcję Pracy, leśniczkę, imama oraz księdza ewangelickiego. Nie da się jednak odmówić poziomu, jaki sami sobie zorganizowali uczestnicy. Jeśli chodzi o ich zajęcia, to był pełen rozstrzał możliwości. Na pewno każdy znalazł coś dla siebie. Trzy bloki zajęciowe plus jeden fakultatywny – było w czym przebierać. Całą redakcją postaraliśmy się o zajęcia, które nie tylko dostarczą rozrywki, ale i które czegoś was nauczą. Mamy nadzieję, że się podobało, a pisanie i tworzenie notatek nie będzie już problemem. O debacie na temat głosu młodych w ZHP, powstanie jeszcze artykuł w Na Tropie. Ja najbardziej żałuję, że nie mogłam wziąć udziału w zajęciach z kiszenia, ale skończyłam z wytatuowaną pomarańczą.

Kulinarne podróżne po bazie

Poza zajęciami można było spędzać czas na najróżniejsze sposoby, czytając nasze wydania polowe, popijać yerboniadę akademików w przerwie między speed datingiem a koncertem Olgi Meder, grając w planszówki z Klubu Gier, lub co się okazało fenomenem – zajadając frytki z foodtrucka 44 Szczepu Harcerskiego Krzemień, który prowadził kawiarenkę Wydziału Wędrowniczego GK ZHP.

Nowości w scenariuszu organizatorów

System dopplerów, o którym mowa była już rok temu w wywiadzie z komendantką Wędrowniczej Watry 2023, faktycznie został wdrożony w życie. Mało tego, nawet zadziałał. Polegał na tym, aby doppler był dokładną kopią wiedzy i umiejętności pierwszej osoby. W momencie jak jedna osoba z jakiegoś powodu nie może pełnić obowiązków, druga od razu przejmuje działanie i nie potrzebuje już wprowadzenia w sytuację. To nie miał być zastępca, a dosłownie cień drugiej osoby. Spotkałam się nawet z opinią organizatorów, że jeden doppler to za mało, chociaż najważniejszą rolę grało dopasowanie. Tylko przy dwóch osobach z podobnym temperamentem, charakterem, czy wieloletnią znajomością to wychodzi.

Było pełno małych kroków, na pozór banalnych, chociaż po skumulowaniu wcale nie były one nieistotne

Tegoroczna Watra postanowiła podkreślić realizację Polityki Środowiskowej ZHP, do czego nawet powołano członka ds. etyki środowiskowej. W programie fakultatywnym oferowano zajęcia prowadzone przez zespół ds. etyki środowiskowej Nadzieja Chorągwi Gdańskiej. Było też pełno małych kroków, na pozór banalnych, chociaż po skumulowaniu wcale nie były one nieistotne – wszędzie kosze do segregacji (i faktyczne przestrzeganie jej), kawiarenki nie wydawały jednorazowych naczyń, czy rezygnacja chociażby ze zlotowej chusty. Nie oszukujmy się – niby fajna pamiątka, a w rzeczywistości człowiek cieszy się tym dwa dni, a potem ląduje to na dnie szafy z milionem innych tego typu pierdół i chust zbieranych co wyjazd.

Idealnym podsumowaniem tekstu będzie szyszkoteka podczas ostatniej nocy. Całe pole uczestników, jak i współorganizatorów, tańczy do młodszych i starszych hitów. W tle ludzie na przerwie z gofrem i yerbą opowiadają żarty o chomikach, które trwają do bladego świtu, a dokładniej to do oficjalnego zakończenia. Wszyscy się dobrze bawią i od czterech dni dzielą wieścią, jak powinno wyglądać dobre wędrownictwo. Bo dobre wędrownictwo robią ludzie.

 

Przeczytaj też:

Julia Gierasmiuk - instruktorka szukająca miejsca, gdzie jeszcze jej nie ma, a gdzie mogłaby być. Studentka polonistyki zafascynowana mnóstwem rzeczy, ale zbyt podekscytowana nimi, by zdecydować się na tylko jedno. Lubi tylko czerwone dżemy.